Zabawki diy, czyli jak wykorzystać np. skarpetki

    Jak już pewnie pisałam trochę napaliłam się na wszelkiego rodzaju zabawki i smaczki robione przeze mnie. Ciastka co jakiś czas pojawiają się na blogu a zabawki...do tej pory jakoś mało. Wiele z nich zrobiłam jeszcze przed blogiem, więc nie są tak ładnie udokumentowane, następne o których myślę na pewno pojawią się dokładnie opisane i sfotografowane. W związku z tymi pierwszymi pojawił się pomysł na ten wpis. Dzisiaj słów i zdjęć kilka o tym co już mamy.
1. kapciowe przytulaki
2. skarpetkowe cudaki
3. koń


Kapciowe przytulaki
    Kiedyś dostałam takie wełniane kapcie a nawet dwie pary, ale niestety spody się trochę wytarły i jakoś odeszły w niebyt, czekając na lepsze czasy. O dziwo te czasy nadeszły wraz z pojawieniem się psa, który wielbi mięciutkie zabawki. W związku z tym, że mam 4 sztuki takich kapci to aby były bardziej atrakcyjne dla Holi każdy jest trochę inny. Wszystkie są zszyte od góry żeby spryciula nie mogła się dostać do ich wnętrz. Jeden ma w środku butelkę, która już jest mocno pognieciona i będę musiała ją wymienić. Drugi ma stare skarpetki, skrawki materiały aby być jeszcze bardziej miękkim. Trzeci ma same szeleszczące rzeczy a czwarty jeszcze czeka na wypełnienie, pewnie jakąś piszczałkę tam wsadzę (do tej pory Holi nie lubiła piszczących zabawek, ale powoli jej to przechodzi). Ten najbardziej miękki spokojnie robi za poduszkę jak jej ukochana różowa jest w praniu.




Skarpetkowe cudaki
    Oj ile mi się nazbierało pojedynczych skarpetek po praniu i zamiast je wyrzucać chomikowałam w szufladzie. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę. Dodatkowo teraz kiedy jedna skarpetka się porwie i trzeba wyrzucić to zawsze sprawdzam czy ta druga jest jeszcze do wykorzystania na zabawkę. Powstało mnóstwo takich cudaków z czego część już niestety zakończyła żywot. Na szczęście skarpetek zawsze jest pod dostatkiem i można uruchamiać wyobraźnie i tworzyć coś nowego. Tak więc była już ośmiornica z butelką w środku. Do niektórych wkładałam pociętą gąbkę aby "głowa" była miękka a pozostałe pocięte końcówki plotłam w zwykłe warkoczę żeby było co memlać. Jeszcze w innej jest folia bąbelkowa, już nie strzela, ale dalej szeleści. Są też folie po jakiś cukierka czy ciastkach. Oczywiście wcześniej wszystko jest myte albo przecierane żeby brudnego do środka nie wsadzać. Jest też jedna "ośmiornica" z piszczałką w środku, ale dopóki piszczałka działała była omijana szerokim łukiem. Generalnie przyjmuję zasadę taką: do środka skarpetki wsadzam co tylko mam ochotę a końce tnę na kilka paseczków. Następnie trzeba mocno środek zawiązać aby pies nie dobrał się do zawartości (ja to robię albo dodatkowym sznurkiem albo na supełki wiążę pocięte paski) na koniec paski zaplatam najczęściej w warkocze bo najszybciej. Szał zabawy u mojego psa gwarantowany.



Koń (chyba) 
    Moja duma :) gdzieś widziałam świetną zabawkę z mopa, jakiś sznurków i z głową świnki. Zapragnęłam zrobić podobną. O matulu...ile ja się nakombinowałam, bo przecież stwierdziłam, że to banalne jest. Materiały, które wykorzystałam: mop, polarowe paski, skarpetki, gąbki i inne folie, igła, nitka i nożyczki. Wszystko miało być różowe, ale akurat zostało mi trochę polaru po zrobieniu kilku szarpaków, który był niebieski i żółty, do tego dobrałam odpowiednią skarpetkę i tak z różowej świnki powstał cudaczny koniopodobny twór.
    Jak wyglądało jego powstawanie? Po pierwsze nogi. Paski polaru zaplotłam w zwykłe warkocze, sztuk 4. Skoro padło na konia to trzeba było ogarnąć grzywę i ogon, dlatego pocięłam pozostałe polarowe skrawki na jeszcze mniejsze paseczki. Głowę stanowi skarpetka do której wsadziłam gąbki i inne miękkie materiały. Niestety po czasie muszę stwierdzić, że przekombinowałam i za dużo tam wpakowałam. Takim sposobem głowa jest trochę za ciężka. Do głowy doszyłam jeszcze kilka małych pasków aby otrzymać 'piękną' grzywę, dorysowałam oczy i gotowe. Na koniec trzeba było wszystko zszyć razem, najpierw doszyłam nogi do tułowia, potem głowę. Następnie zszyłam mop wcześniej wsadzając do niego kilka innych skarpetek (aby miękko było). Jedyne czego brakowało to ogon, który tak jak i grzywę doszyłam z tych małych pasków. Użyłam bardzo dużo nici aby zszyć na tyle mocno, że mimo intensywnej zabawy wszystko w dalszym ciągu jest na miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger