Dogo Egzamin tuż tuż...
Tak naprawdę właśnie wczoraj, w jej pierwsze urodziny zobaczyłam, że może się nam udać. Chyba Biszkopt chciał się pokazać z jak najlepszej strony i poszczególne zadania egzaminacyjne szły nam całkiem nieźle.
Pozostało do przepracowania jedno ćwiczenie, niestety jedno z tych dość ważnych. Witanie się z obcą osobą. I tu pojawiają się schody, bo jej natura podpowiada żeby bardzo wylewnie się ze wszystkimi witać co nie do końca jest pożądane zwłaszcza na egzaminie. O ile w komendzie ładnie wytrzymuje, słucha mnie, patrzy się co zrobić o tyle jeśli sama może podjąć decyzję to witałaby człowieka już od momentu zobaczenia go. No nic mamy jeszcze trochę czasu, może choć trochę to opanujemy. :)
A w czym Biszkopt rządzi? Chodzenie przy nodze to nasz konik. Sama jestem w szoku jak ładnie udało się opracować dostawianie do nogi i chodzenie. Nie jest to co prawda jeszcze poziom zawodowy, ale na zaliczenie egzaminu i codzienne funkcjonowanie wystarcza. Poza tym daje nam możliwość ładnego, bezkolizyjnego minięcia się z innym psem.
Nie sprawiają nam też problemu sztuczki, mamy ich już trochę w naszym repertuarze i jeśli żadna katastrofa się nie wydarzy, nie nadciągnie żaden tajfun, huragan i inne masakry to podstawowe triki pokażemy.
Trochę martwi mnie siadanie na moją komendę. Nie wiedzieć czemu na szkoleniu Holi w tym temacie głuchnie. Ja rozumiem inni ludzie, inne psy i ja nie jestem już taka atrakcyjna no ale żeby nawet pasztet nie działał. Mam nadzieję, że to chwilowy zanik zwojów mózgowych i jak będzie trzeba to pokaże, że jednak taka głupiutka nie jest. Co prawda jeśli prosi ją o to obca osoba to siada tak szybko, że człowiek nie może się zorientować kiedy to zrobiła.
Goldeny dzięki temu, że mają miękki pysk nie maja też problemów z delikatnym braniem smaczków. Choćby nie wiem jak bardzo zależało jej na danej nagrodzie to Holi się nie rzuci tylko delikatnie ją weźmie od kogokolwiek kto jej proponuje coś dobrego.
Tym co mnie zaskoczyło w niedziele to było właśnie wytrzymanie w siadzie kiedy podchodzi do nas osoba o kulach. Szok i niedowierzanie zakończone moim wielkim hura. Nie to, że obawiałam się tych kul, bo one już od testów predyspozycji nie robiły na niej wrażenia, ale sam fakt podejścia człowieka. I dała radę :) nawet fakt, że ta osoba się "przewróciła" i narobiła rabanu jej nie ruszył. Oaza spokoju i zapomniane aporterowe skłonności (podobno były takie psiaki, które chciały przynosić te przewrócone kule)
Na koniec nasza kolejna perełka. Czekanie. Mój mistrz kochany :D Może siedzieć i czekać dopóki jej nie zawołam bez końca. Nic nie jest w stanie wtedy odwrócić jej uwagi. Jak to możliwe, że ten sam pies kiedy nic wielkiego nie robi wariuje na inne rozproszenia a kiedy ma czekać a ja jestem daleko a rozproszenia są w pobliżu skupia się tak, że ich nie widzi? Nie wiem, ale cieszę się, że to udało nam się tak ładnie wypracować.
Bardzo dużo pracy za nami. Pracy, którą widać, czyli ani ona ani ja się nie obijamy :) Sprawdzone info. Osoby z kursu nawet zauważyły nasze postępy zwłaszcza w opanowaniu emocji. Rzeczywiście jest spokojniejsza, ale do ideału to jeszcze nam tak daleko, że wolę o tym nie myśleć.
Mamy jeszcze trochę czasu więc bierzemy się porządnie do roboty, szlifujemy to co umiemy, ogarniamy to co wychodzi gorzej i liczymy na cud w tym trudniejszych przypadkach :D
Zapracowane,
Martyna & Holi