Dogo Egzamin tuż tuż...

Dogo Egzamin tuż tuż...

     Oj zbliża się ten egzamin wielkimi krokami, oj zbliża. Szkolimy się na niedzielnych zajęciach, trenujemy w domu i tak już od jakiegoś czasu. Do wczoraj tak naprawdę widziałam tą naszą próbę zdania w czarnych barwach. Pies do dogoterapii nie powinien być tak pobudliwy jak moja Holi. Ona czasami wchodzi na tak wysokie obroty, że ja kompletnie głupieję i nie wiem co robić. Wiem już, że poniekąd to moja "wina". Kiedy była młodsza to za wszystko co dobrze zrobiła a ja od niej tego chciałam chwaliłam ją bardzo entuzjastycznie, może za bardzo? Do tego kiedy biegała po podwórku i ktoś przechodził drogą, ona się tym mocno interesowała a jak jeszcze ktoś przełożył ręce przez płot do głaskania to mało nie wychodziła z siebie. I tu moim największym błędem było pozwalanie na coś takiego. No cóż człowiek uczy się na błędach i z kolejnym psem będzie łatwiej. Teraz nasza droga do pracy w dogoterapii jest trochę trudniejsza, ale możliwa do zakończenia sukcesem. Po tym szkoleniu wiem jedno, z następnym psem nie pójdę tak wcześnie. Owszem psa trzeba uczyć, ale taki tryb weekendowy jest chyba dla psa, który nie skończył roku za trudny. Poza tym jej emocje z racji wieku też są trochę bardziej rozregulowane. No ale nic, spróbujemy za dwa tygodnie i damy z siebie wszystko :D
     Tak naprawdę właśnie wczoraj, w jej pierwsze urodziny zobaczyłam, że może się nam udać. Chyba Biszkopt chciał się pokazać z jak najlepszej strony i poszczególne zadania egzaminacyjne szły nam całkiem nieźle.
     Pozostało do przepracowania jedno ćwiczenie, niestety jedno z tych dość ważnych. Witanie się z obcą osobą. I tu pojawiają się schody, bo jej natura podpowiada żeby bardzo wylewnie się ze wszystkimi witać co nie do końca jest pożądane zwłaszcza na egzaminie. O ile w komendzie ładnie wytrzymuje, słucha mnie, patrzy się co zrobić o tyle jeśli sama może podjąć decyzję to witałaby człowieka już od momentu zobaczenia go. No nic mamy jeszcze trochę czasu, może choć trochę to opanujemy. :)
     A w czym Biszkopt rządzi? Chodzenie przy nodze to nasz konik. Sama jestem w szoku jak ładnie udało się opracować dostawianie do nogi i chodzenie. Nie jest to co prawda jeszcze poziom zawodowy, ale na zaliczenie egzaminu i codzienne funkcjonowanie wystarcza. Poza tym daje nam możliwość ładnego, bezkolizyjnego minięcia się z innym psem.
     Nie sprawiają nam też problemu sztuczki, mamy ich już trochę w naszym repertuarze i jeśli żadna katastrofa się nie wydarzy, nie nadciągnie żaden tajfun, huragan i inne masakry to podstawowe triki pokażemy.
     Trochę martwi mnie siadanie na moją komendę. Nie wiedzieć czemu na szkoleniu Holi w tym temacie głuchnie. Ja rozumiem inni ludzie, inne psy i ja nie jestem już taka atrakcyjna no ale żeby nawet pasztet nie działał. Mam nadzieję, że to chwilowy zanik zwojów mózgowych i jak będzie trzeba to pokaże, że jednak taka głupiutka nie jest. Co prawda jeśli prosi ją o to obca osoba to siada tak szybko, że człowiek nie może się zorientować kiedy to zrobiła.
    Goldeny dzięki temu, że mają miękki pysk nie maja też problemów z delikatnym braniem smaczków. Choćby nie wiem jak bardzo zależało jej na danej nagrodzie to Holi się nie rzuci tylko delikatnie ją weźmie od kogokolwiek kto jej proponuje coś dobrego.
     Tym co mnie zaskoczyło w niedziele to było właśnie wytrzymanie w siadzie kiedy podchodzi do nas osoba o kulach. Szok i niedowierzanie zakończone moim wielkim hura. Nie to, że obawiałam się tych kul, bo one już od testów predyspozycji nie robiły na niej wrażenia, ale sam fakt podejścia człowieka. I dała radę :) nawet fakt, że ta osoba się "przewróciła" i narobiła rabanu jej nie ruszył. Oaza spokoju i zapomniane aporterowe skłonności (podobno były takie psiaki, które chciały przynosić te przewrócone kule)
     Na koniec nasza kolejna perełka. Czekanie. Mój mistrz kochany :D Może siedzieć i czekać dopóki jej nie zawołam bez końca. Nic nie jest w stanie wtedy odwrócić jej uwagi. Jak to możliwe, że ten sam pies kiedy nic wielkiego nie robi wariuje na inne rozproszenia a kiedy ma czekać a ja jestem daleko a rozproszenia są w pobliżu skupia się tak, że ich nie widzi? Nie wiem, ale cieszę się, że to udało nam się tak ładnie wypracować.
     Bardzo dużo pracy za nami. Pracy, którą widać, czyli ani ona ani ja się nie obijamy :) Sprawdzone info. Osoby z kursu nawet zauważyły nasze postępy zwłaszcza w opanowaniu emocji. Rzeczywiście jest spokojniejsza, ale do ideału to jeszcze nam tak daleko, że wolę o tym nie myśleć.
    Mamy jeszcze trochę czasu więc bierzemy się porządnie do roboty, szlifujemy to co umiemy, ogarniamy to co wychodzi gorzej i liczymy na cud w tym trudniejszych przypadkach :D

Zapracowane,
Martyna & Holi


Biszkopt ma już rok

Biszkopt ma już rok

     Dziś nadszedł ten dzień - mój biszkopt kończy rok :) Poszukiwania mojej czworonożnej przyjaciółki trochę trwały, to miała być w pełni przemyślana decyzja i odpowiedzialnie wybrana hodowla. Szukałam i szukałam aż 26.02.2016 pojawił się na świecie mały bąbel, który podbił moje serce. Praktycznie od samego początku jak tylko zapadła decyzja, że to właśnie ona śledziłam z zapartym tchem stronę hodowli w której Holi się urodziła. Możliwość obserwowania przez zdjęcia czy filmiki jak maluszek rośnie jest naprawdę niesamowita. Siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na nowe wiadomości. W końcu przyszedł dzień kiedy mogłam pojechać po moje złotko. Jako że kierowca długodystansowy wtedy był ze mnie marny to już tydzień wcześniej miałam opracowaną drogę dojazdu :) Oczywiście nowiutka wyprawka czekała na puchatą kulkę w nowym domu a sterty książek dla mnie rozrastały się z tygodnia na tydzień. Największe wrażenie Holi zrobiła na mnie już na dzień dobry, małe szczenię, zaledwie 9 tygodniowe a nie bała się nikogo, byłam dla niej kimś zupełnie obcym a ona jak gdyby nigdy nic chciała zabawy :) Droga do domu była o dziwo w miarę spokojna, po początkowych kilometrach mruczenia, biszkopcik zasnął i obudził się dopiero w nowym miejscu.
     Jak to w przypadku moich psich znajomości bywa Holi zajęła ważne miejsce w moim serduchu, które było puste odkąd zabrakło mojego jamniora. Jej szczęśliwy pychol, mokry nosek i ciągle machający ogonek od razu spowodowały i powodują dalej, że banan gości jeszcze częściej na mojej twarzy niż dotychczas, ba, nie tylko na mojej. Podbiła serca sąsiadów, znajomych i rodziny. W ciągu tego roku z małego Biszkopcika, nieporadnego, zależnego od matki zmieniła się w piękną, 30 kilogramową pannicę. Móżdżek jeszcze jest trochę szczenięcy, ale widać, że i on ewoluował w ciągu tych 12 miesięcy. Wcześniej myślałam, że goldeny to takie spokojne, poważne psy...chyba bardziej nie mogłam się pomylić. Są pełne energii, wiecznie szczęśliwe, trochę niestabilne emocjonalnie (przynajmniej mój egzemplarz), ale za żadne skarby nie zamieniłabym tej rasy na inną. Wszędzie jej pełno, kocha zabawę i towarzystwo człowieka. Szybko się uczy mimo, że większe rozproszenia czasem dają nam w kość. W dalszym ciągu jesteśmy na etapie nauki. Uczy się nie tylko ona, ale także i ja. Jej wielkie serducho czasem bywa problemem i nie raz w ciągu tego roku byłam zła, przede wszystkim na siebie, że coś nam nie wychodzi, czasem wracałam wkurzona ze spaceru, że wczoraj było tak ładnie a dzisiaj masakra. Na szczęście dużo więcej jest chwil kiedy posiadanie tego konkretnego psa to czysta radocha. Pokochałam dzięki niej poranne spacery nawet w mroźne poranki. Wniosła do mojego domu tak wiele wszystkiego, że nie wyobrażam sobie już domu bez niej. Ten pierwszy rok to było niesamowite doświadczenie, od szczenięcego szczęścia i wariacji przez tony piachu i sierści aż do coraz większego serducha. Ciągle się docieramy i mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele jej urodzin.

Wszystkiego najlepsiejszego Biszkopcie :*

Twoja pańcia,
Martyna

rok w obrazkach (duuużo zdjęć)


pierwsza wizyta w nowym ogródku
mleczny wampir
bo taka duża byłam w maju
to jest właśnie ten pyszczek, który rozkochał w sobie wszystkich
jak przystało na prawdziwą kobietę kocham kwiatki, tylko pańcia nie bardzo lubi jak je jem
powoli zaczynało mnie na łapkach wyciągać, pańcia mówi, że już po tygodniu nie mogła mnie poznać tak urosłam :) (czerwiec 2016)
ciężkie życie szczeniaka (lipiec 2016)
chude to i wysokie...o tak o mnie mówili, ale ja wtedy po basenowych szaleństwach byłam (lipiec 2016)
żeby nie było za czysto :D
takie piękne ząbki miałam już w sierpniu
na dupce już trochę sierści mi przybyło i na ogonie i pańcia byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu
ta dziura już tam była...ja nic więcej nie wiem...(wrzesień 2016)
mój pierwszy śnieg (listopad 2016)
a po harcach w śniegu pańcia rozpalała mi kominek :D
prawda, że mój ogon pięknie urósł (grudzień 2016)
moje pierwsze święta, świetna sprawa, dużo prezentów dostałam i już nie mogę się doczekać następnych
czasem trzeba trochę powariować, prawda?
śnieg to genialny wynalazek, tylko czemu on nie może być cały rok... (styczeń 2017)
jeszcze się mieszczę :D (luty 2017)
już taka duża jestem :) (luty 2017)


Sto lat! dla mnie :)
Taka zwykła / niezwykła środa

Taka zwykła / niezwykła środa

     Zawsze myślałam, że nie lubię zimy, ale nie...to ten czas między zimą a wiosną jest najgorszy :/ Holi skutecznie mnie przekonała do zimowych spacerów, nawet mróz polubiłam. Jednak do roztopów, które właśnie się zaczęła nic mnie nie przekona. Biszkopt oczywiście jest szczęśliwy, bo kałuż ma pod dostatkiem, błotka zresztą też. Niestety ja nie podzielam tych zachwytów, wręcz przeciwnie pod koniec spaceru widzę tylko, kolejny marsz pod prysznic. To jest ten czas, że każdy spacer kończy się tak samo, czyli opcją płukania, bo zwykłe wycieranie łap to za mało. Kiedy miałam jamnika to cały był do czyszczenia, w końcu niskopodłogowiec, między innymi dlatego mój obecny pies musiał być wyższy. Nawet nie spodziewałam się, że to niewielka różnica. Co prawda goldeny mają chyba jakieś wbudowane opcje czyszczące. Mimo tego, że jest jasna a droga u nas jest żwirowa (można sobie wyobrazić jak to wygląda teraz) to jakoś wystarcza szybkie płukanie i znowu mam lśniący egzemplarz. Dzięki takim częstym wycieczkom pod prysznic, Holi wyrobiła sobie piękny nawyk, że woda w domu jej nie zamorduje a nawet takie mycie może być fajne. Choćby nie wiem ile razy to obserwuje to nie mogę się na patrzeć. 
    A o czym mowa? Kiedy wracamy ze spaceru, zatrzymujemy się w wiatrołapie, Biszkopt pięknie czeka aż zdejmę szelki (dopóki tego nie zrobię nawet się skubaniec nie ruszy), ja mogę się rozebrać. Jak łobuz widzi, że biorę jej ręcznik to już chyba wie co się święci, bo jak tylko otwieram drzwi do reszty domu to Holi dzielnie maszeruje pod drzwi łazienkowe,czeka na ich otwarcie, a następnie czeka na otwarcie drzwi prysznicowych. No czy to nie jest urocze? :) Tak ładnie wtedy wygląda, że początkowe zwątpienie, że znowu trzeba myć od razu przechodzi. Czasem nawet spod tego prysznica to wyjść nie chce :)

     Do tego wszystkiego dzisiaj Biszkopt odkrył swoje niszczycielskie zdolności. No nie spodziewałam się tego. Przez cały czas odkąd jest u mnie czyli 10 miesięcy nic nie zniszczyła. Do tej pory ma nawet maskotki, które były z nią od początku. A dziś? Dałam jej taką zabawkę do dziamgania żeby przez chwilę zajęła się sobą. Jednym z elementów zabawki była piłka tenisowa. No co mogło pójść nie tak, przy tak grzecznie bawiącym się psie? Ja zajęta rozmową telefoniczną, pies spokojnie się bawi. Kończę rozmowę, sprawdzam jak jej idzie zajmowanie się samą sobą i co? Piłki nie ma, pies szczęśliwy. Gdzie jest piłka? Zostały po niej same okruchy, rozrzucone dookoła a część pewnie wylądowała w goldenowym brzuszku. Teraz tylko trzymam kciuki żeby ten worek bez dna nie bolał :)

To chyba koniec na dziś, oby :)

Pozdrawiamy,

Martyna & Holi




no myjesz już czy nie?

Psy z piekła rodem - Joanna Sędzikowska

Psy z piekła rodem - Joanna Sędzikowska

     Uwielbiam psią literaturę. Nie tylko tą mądrą, naukową, szkoleniową, ale też taką która pozwala odpocząć od tych wszystkich mądrości. I taka właśnie jest ta licząca 320 stron książka. Odpowiedzialna za nią jest pani Joanna Sędzikowska i w pewnym stopniu Wydawnictwo Nowy Świat.

     Jak dla mnie to dość ważna i potrzebna pozycja o ile trafi do osób, które chcą kupić psa, ale nad niczym więcej się nie zastanawiają, bo ci którzy są świadomi wiedzą, że pies swoje za uszami może mieć. Trzeba pamiętać, że pies to żywe stworzenie, które potrafi nieźle nabroić :) Mieszkanie pod jednym dachem z psem / psami to nie tylko sukcesy, mizianie, cud, miód i orzeszki. To też takie dni i takie problemy, które czasem powodują, że człowiek chętnie wyszedłby z siebie i stanął obok. I o tym jest ta książka.

     Cudowni bohaterowie książki z niezłym charakterkiem. W życiu nie pomyślałabym ile pies może nabroić i ile szkód wyrządzić. Czytałam ją jeszcze zanim Holi pojawiła się u mnie, więc pewnie dzięki niej poniekąd byłam przygotowana na różne scenariusze, mimo, że  Biszkopt jest goldenem a tamte łobuziaki to malamuty. W zabawny sposób opisane życie codzienne z taką nienajłatwiejszą rasą daje do myślenia. Pewnie nie jedna osoba zastanowi się co najmniej 5 razy czy aby na pewno pies rasy pierwotnej to ten właściwy pies dla niej. Osobiście przez chwilę przeszło mi przez głowę aby właśnie przedstawiciel 'pierwotniaków' u mnie zawitał, ale dzięki tej książce zrozumiałam, że to nie byłby pies dla mnie.

    Książkę czyta się szybko, mnie wciągnęła, styl pisania nie jest naukowy tylko taki zwykły. Sprawia wrażenie jakby słuchało się sąsiada, który opowiada o wybrykach i pracy ze swoimi psiakami. Wolałam czytać ją w domu, bo czasami czułam się dziwnie jak ludzie na mnie patrzą kiedy po raz kolejny uśmiechałam się sama do siebie albo kiedy łzy stawały w oczach.

     Bardzo fajne jest też to, że oprócz przygód własnego, prywatnego Raptora pani Joanna zdecydowała się być domem tymczasowym dla innych północniaków czekających na swoich ludzi. Dzięki temu oprócz historii lidera mamy też kilka słów o Ince i Lunie, suniach, którym cała rodzina autorki pomogła w adopcji. Czasem przechodzi mi przez myśl żeby spróbować w taki sposób pomóc innym czworonogom i ta książka pozwala tak trochę zajrzeć do instytucji domu  To przy okazji pokazuje jak wygląda taki dom od środka i że tak naprawdę to czasami jest ciężko. Trzeba mieć świadomość, że pies na tymczasie nie jest tak do końca Twój i pewnego dnia przyjdzie się z nim rozstać, bo znalazł swój jeden, jedyny dom na stałe. Jak to określiła sama autorka "....taki pies już na zawsze pozostanie trochę twój. Kawałek żywego serca oddany do adopcji."

    Podsumowując, bardzo gorąco polecam książkę o psach z piekła rodem. Dobrze się bawiłam podczas jej lektury a przy okazji tak totalnie mimochodem wiele się nauczyłam. Poza tym mimo, że jestem właścicielka Goldenki to bardzo mocno wciągnął mnie północny świat :D

(Raptor, Inka i Luna - uwielbiam was)

 


W czasie deszczu pieski...

W czasie deszczu pieski...

...są szczęśliwe. A przynajmniej tak to jest z moim Biszkoptem. Nuda jej chyba nie grozi. Czasem mam wrażenie, że dla niej równie atrakcyjny jest dzień z zabawami, wymyślnymi spacerami co taki totalnie śpiąco - kanapowy. Pogoda też nie ma tu nic do rzeczy, no może upały to nie jest coś co goldeny lubią najbardziej, poza tym nie straszny jej deszcz ani śnieg a nawet tego by wyczekiwała codziennie. W końcu śnieżna zabawa to czysta radocha, a po deszczu są kałuże, którym Holi nie odpuszcza. Trzeba zaliczyć każdą jedną na spacerowej drodze. To dla mnie odmiana, bo poprzedni psiak nawet pazurka nie zamoczył, omijał wszelkie kałuże tak wielkim łukiem, że czasem drogi brakowało, a jak biedak nie miał wyjścia to widać było taką długą kupkę nieszczęścia przekraczającą niemalże ocean na własnych łapach.
     Tą częścią naszego duetu, która nie jest fanką deszczowych spacerów jestem ja. Ciężko mi się przemóc żeby w trakcie ulewy maszerować z uśmiechniętą buzią i spędzić na powietrzu co najmniej godzinę. No nijak mi to nie idzie. Tak więc trzeba łobuza czymś zmęczyć bardziej psychicznie w takie mokre dni, ale nie tylko. Przekopałam internety, przewertowałam książki, pokombinowałam sama i mamy zabawy węchowe w wersji domowej

1. Gdzie jest smaczek? / W której ręce?

Zabawa znana chyba wszystkim. Siadamy obie na przeciwko siebie. Smaczki mam przygotowane za plecami. Biorę jeden w prawą lub lewą dłoń, zaciskam ją i pokazuje Biszkoptowi. Ona obwąchuje i z prawie 100% skutecznością skubaniec zgaduje gdzie się podziały łakocie. Znak, że to ta ręka - oblizuje ją bardziej dokładnie i kładzie na nią łapę.
 


2. Trzy kubki

Zabawa również znana i praktykowana pewnie przez niejedną osobę. U nas sprawdza się w niewielkim stopniu. Jakoś Holi nie zapałała do niej miłością, może to te kubki jej nie przekonują? albo za bardzo rozpraszają? Zasada jest taka: siadamy na przeciwko siebie, na podłodze mamy 2 - 3 kubki, pod jeden wkładamy smaczki i mieszamy, psiak ma wybrać ten właściwy.



3. Mata węchowa

Nasze odkrycie. Ja pokochałam, pies też. Na początku trochę dziwnie się patrzyła, taki wzrok "czego ty pańcia znowu chcesz?" Ale jak już ogarnęła temat to jak tylko ją zobaczy to się kładzie obok i chce się bawić.





4. Szukanie zabawki w domu / pokoju

My na początku bawimy się w mini aportowanie, trochę przeciąganie i dopiero jak już jest bardziej zakręcona na zabawkę wtedy ją gdzieś chowam. Pada magiczne "szukaj" i można obserwować jak wariatka chce znaleźć co do niej należy.

5. Zabawa w chowanego

Jest to wersja zabawy częściej przez nas praktykowana niż ta z zabawkami. Pies zostawiony na miejscu w komendzie "czekaj", ja się gdzieś chowam i znowu pada "szukaj" i o ile miejsce mojej kryjówki jest trochę bardziej skomplikowane, mniej oczywiste dla Holi wtedy dodatkowo wołam ją po imieniu. Ile jest wtedy radości, że udało jej się mnie znaleźć, a jaka wtedy jest dumna!

6. Rozpakowywanie mini prezentu

Przydatne będą te kartonowe rolki po papierze toaletowym. Wkładam tam smaczki i zawijam końce. Robię taką mini paczkę. Ten sposób polecam raczej mniejszym psiakom albo szczeniakom albo pod dużą kontrolą człowieka. Moja Holi jak już dobierze się do zawartości to potrafi wcinać tą tekturę a jak wiadomo nie jest to jadalne nawet dla psów, nawet dla goldenów.



7. Piłkowe babeczki

Jak ja lubię tę zabawę, Holi zresztą też. W końcu jest tu wszystko: piłki i smaczki w nagrodę. Potrzebujemy do tego formę na muffiny i piłki tenisowe albo cokolwiek co zakryje dziury ze smaczkami. Co do formy, ja nie mam takiej większej teflonowej, ale kupiłam takie jednorazowe na cztery sztuki i też bardzo fajnie się sprawdza. Może tylko trochę uważniej trzeba zerknąć na psa w trakcie zabawy żeby za szybko nie zniszczył, chociaż te jednorazowe mają ten plus, że dużo nie kosztują a w opakowaniu jest kilka sztuk. Wracając do zabawy. Siadamy na przeciwko siebie, chowam kilka smaczków do dziur w foremce ( nie do wszystkich), przykrywam je piłkami a Holi następnie szuka co tam dobrego pańcia schowała. Na początku nie bardzo mogła ogarnąć, że nie pod każdą piłką znajduje się coś dobrego. Teraz nie ma z tym problemu i prawie bezbłędnie Biszkopcik odnajduje swoje skarby.



8. Karton pełen niespodzianek

Po przeprowadzce zostało mi sporo kartonów, po różnych zamówieniach internetowych zostaje mi zawsze pełno foli i jakiś innych plastików. Do tego mam dużo pojedynczych skarpetek, bo część zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach (przeważnie w pralce) a część straciła swoje połówki po kontakcie z mlecznym wampirem, zwanym u nas Holi. Ponadto zawsze do kartonu można dopakować jeszcze inne rzeczy. I tak wrzucam tam też kilka smaczków luzem, niektóre dodatkowo zawijam albo w skarpetkę albo w tubkę po papierze toaletowym. Wszystko pięknie zapakowane podtykam Biszkopt pod nos i mogę obserwować jak sobie z tym radzi.





      Jeśli chodzi o smaczki, które używam do różnych chowańców, na początku są to przeważnie parówki albo inne intensywnie pachnące łakocie. Chodzi o to żeby psiak wciągnąć się w zabawę, którą mu proponuję a nie patrzył na mnie jak na wariatkę z pytaniem "coś ty znowu wymyśliła?". Potem w miarę jak już łapie co i jak to zamieniam je na coś trudniejszego, mniejszego, mniej pachnącego albo mieszam i dodaje trochę tych pachnących i tych mniej.

     To jest kilka naszych zabaw, które pomagają przetrwać brzydką pogodę. Co prawda takie zabawy węchowe to świetna sprawa nie tylko kiedy plucha za oknem, ale normalnie na co dzień. My w ładniejszą pogodę oprócz wariantów domowych stosujemy też wersję spacerowe, ale o tym innym razem :)

A to zabawa nad którą właśnie pracujemy:

Rolki w pudełku

Coś na co dopiero niedawno wpadłam, więc Holi jest na etapie rozpoznawania czy jej się podoba. Na razie entuzjazm umiarkowany. Do pustego pudełka po lodach włożyłam rolki po papierze toaletowym. Do niektórych wrzuciłam smaczki a zadanie Biszkopta polegało na wyciągnięciu tych właściwych. Początkowo nie bardzo wiedziała co i jak, ale jak pokazałam jej co i gdzie wrzucam to już chętniej łapała za rolki. Chociaż na razie jesteśmy na etapie "wyciągnę każdą rolkę i zaniosę na swoje legowisko". Zobaczymy jak to nam wyjdzie później, może coś niecoś zmodyfikuje.
Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger