"Minusy psa", czyli pies to nie tylko przyjemności

"Minusy psa", czyli pies to nie tylko przyjemności

     Woow, ale długo Nas nie było. Bije się w pierś i przepraszam za taką przerwę, ale trochę się u mnie działo (na szczęście większość to pozytywy) i jakoś z ilością czasu było różnie. Teraz wszystko wraca do normy. Zbliża się wiosna, więc najwyższa pora wziąć się do roboty :) Dokładnie za tydzień Biszkopt kończy trzy lata, idealny moment na powrót. Kiedy to zleciało? Nie dość, że ona starsza to i ja też, ale ten czas leci. W związku z tym zaczynamy od ciemnej strony mieszkania z psem żeby nie było tylko tak mega, super cukierkowo. Zaczynamy.

     Wiele się mówi o korzyściach mieszkania z psem. Zawsze chciałam psa i przyznaję, że o problemach, które mogły się po drodze pojawić i które się pojawiają, nawet nie pomyślałam. Wiedziałam, że pies to nie chwilowe chciejstwo i wiążę się także z obowiązkami, ale czasem zapala się lampka "na co mi to było". Na szczęście kiedy tylko w zasięgu wzroku pojawia się ten cudny mokry nochal zapala się lampka "warto było". Fakt faktem rzadko miewam chwile załamania, odkąd mieszkamy razem zdarzyło się chyba ze dwa razy jak wracałam ze spaceru z łzami w oczach. Wtedy każda z nas rozchodzi się do swojego ulubionego miejsca i musi pobyć chwilę sama. Pierwsza pęka Holi, bo już za chwilę z wywalonym jęzorem i diablikami w oczach siada przed człowiekiem gotowa do zabawy. Tak więc nasze wspólne funkcjonowanie to zdecydowanie pasmo samych plusów (dla mnie), ale dzisiaj słów kilka o tej ciemnej stronie posiadania psa. Warto przed zakupem czworonoga pomyśleć o jeden raz za dużo niż za mało, bo później zamiast cieszyć się wspólnym życiem będziemy sfrustrowani albo nie daj bug pies wyląduje w schronisku, bo okazało się, że szczeka albo na spacer to jednak codziennie trzeba wychodzić.


Jakie są ciemne strony mieszkania z psem?

  • Brak kontaktu ze światem na dzień dobry, czyli mamy nowego członka rodziny 

Pierwsze dni, tygodnie malucha w naszym domu to prawie tak jakby się pojawił niemowlak pod naszym dachem. To biała kartka, którą to my zapisujemy. Miałam to szczęście, że mogłam pobyć w domu przez pierwsze tygodnie kiedy pojawiła się Holi. Pierwsze dwa tygodnie należały do niej całkowicie. Dom stanął na głowie, bo byłam skoncentrowana żeby nauczyć ją podstaw wspólnego funkcjonowania, w tym załatwiania się poza domem. W nocy czuwałam czy aby nie popiskuje czy czegoś nie potrzebuje. Generalnie zamieszkałam na kanapie :) Byłam tak totalnie wyłączona z życia, że nie mam pojęcia co się wtedy na świecie działo. Siedzenie w domu na tyłku, chociaż może nie do końca, bo jednak trzeba było się nabiegać z maluchem i za nim, naprawdę sprawiło mi radochę. W pracy obowiązkowo powinien być urlop psierzyński, bo te pierwsze dwa tygodnie ze szczeniakiem są niesamowite. Mimo, że człowiek zmęczony i myślący tylko o jednym.
 


  • Zniszczenia, czyli pora na zakupy

Te również mogą pojawić się na początku i trzeba o tym pamiętać, a co za nimi idzie...pieniądze, które trzeba mieć odłożone na dodatkowe wydatki. Mój egzemplarz oszczędził mi remontu oraz wymiany garderoby, ale z tego co słyszę są i takie psiaki, które jak tajfun przechodzą przez domu i zostawiają takie zniszczenia, że głowa mała. W obawie przed zburzeniem domu zaopatrzyłam się w jakiś płyn co to niby miał być gorzki i zniechęcać szczeniaka do obgryzania, ale się nie przydał, bo Holi nie miała takich zapędów. Nasz bilans to raptem jedna stłuczona doniczka na tarasie i hicior pod postacią moich okularów. Pamiętajcie, jeśli szczeniak jest poza zasięgiem naszego wzroku i jest cicho to trzeba to od razu sprawdzić :) A no i jest jeszcze historia ze zjedzonym łańcuszkiem, ale ten do mnie wrócił, więc się nie liczy.



  • Finanse, czyli zarabiamy już nie tylko na siebie

Pomijając już powyższy punkt, zostaje jeszcze kwestia codziennych wydatków. Pies tak jak i my jeść musi. Jeśli zależy nam na jego dobru (a powinno) należy zwracać uwagę na to czym go karmimy. Do tego dochodzą obowiązkowe koszty weterynaryjne. Trzeba się liczyć ze wszelkimi niespodziewajkami. U nas to było złamanie paluszka, ponadto wcale nie taka tania kastracja. No i oczywiście trzeba wziąć pod uwagę własnego bzika na punkcie gadżetów dla psa, tysiąca obróżek, bo przecież wszystkie takie ładne i milionów zabawek, które to pojawiają się coraz fajniejsze albo pies należy do gatunku niszczycieli. Poza tym do kosztów związanych z psem należy dodać wszelkie nieprzewidziane sytuacje: mandat, bo nigdy nie wiadomo co się komu nie spodoba albo o czym sami zapomnimy, podatek o ile Twoje miasto czy gmina z tego nie zrezygnowała albo Twój psiak zniszczył coś obcej osobie.

Kiedyś widziałam fajną akcję psiowych bloggerów, gdzie opisywali koszty posiadania psa. Z ciekawości podliczyłam sobie ile wydałam na Holi w trakcie jej pierwszego roku życia. Wiedziałam, że jak wszystko żywe stworzenie kosztuje, ale byłam zaskoczona wynikiem jaki osiągnęłyśmy.
Łączenie z kosztem samego Biszkopta, w ciągu 12 miesięcy kosztowała mnie ok. 10 tysięcy. Szok,no nie?

 


  • Zwiększone ciśnienie, czyli pies choruje albo zdarzył się wypadek

Każdy choruje, psy także, a te bardziej rasowe chyba jeszcze częściej niż myślimy. Trzeba mieć świadomość, że weterynarz to nie tania usługa nawet przy zwykłych wizytach a co dopiero przy tych nieprzewidzianych. W początkowym okresie byłam trochę za mocno zafiksowana na punkcie Biszkopta, więc każde odstępstwo od normy powodowało niebotyczne skoki ciśnienia. W końcu widać, że coś się może dziać, a psiak nie powie czy mam racje i co się dzieje. Teraz już ogarniam kiedy faktycznie coś się dzieje a kiedy skubaniec oszukuje, ale początki to były częste telefony i wizyty u weterynarza, ot tak na wszelki wypadek. Numer telefonu do naszego guru zdrowotnościowego był przez jakiś czas na szybkim wybieraniu. No i te kleszcze o których trzeba pamiętać nawet w zimie. Pierwszy kleszcz, którego znalazłam na Holi kiedy jeszcze była maluszkiem, niezabezpieczonym, prawie doprowadził mnie do zawału. Tata musiał go wyciągać, bo tak mi się ręce trzęsły, że zrobię to źle.



  • Brud, syf, czyli zaprzyjaźniamy się z mopem i odkurzaczem

Nie jestem typem, który funkcjonuje tylko w sterylnych pomieszczeniach, ba, trochę bałaganu wprowadza równowagę w moje życie. Przy psie trzeba się liczyć z tym, że czyściutkie mieszkanie to już przeszłość i nie ma szans na jedzenie z podłogi, no chyba, że mówimy o tych naszych czterech łapach, im podłoga także pasuje. Ja przeważnie nie skupiam się na sprzątaniu aż tak bardzo, ale są takie dni kiedy widać wszystko, dosłownie wszystko. Dywany sierści w całym domu, piaskownicę na płytkach czy piękne odciski łap w każdym pomieszczeniu, a no i nie zapominajmy o obrazach malowanych nosem na szybach. Jeśli ktoś uwielbia porządek przede wszystko to jedyne wyjście to zakup pluszowego psa. Poza tym pamiętajmy o pierwszych dniach szczeniaka w domu, czyli nauka czystości. Co się z tym wiąże? Nie raz, nie dwa może przydarzyć się wpadka, którą trzeba będzie sprzątnąć.




  • Bunt nastolatka, czyli testowanie Twoich granic, człowieku

Nie miałam pojęcia, że psy tak samo jak ludzie przechodzą bunt nastoletni. Może nie było u nas jakiejś tragedii, ale też tego doświadczyłam. Już wydawało mi się, że dogadałyśmy się z Holi, że czegoś ją nauczyłam, że wie o co mi chodzi, ale skończyła rok i mózg się rozpuścił. Po moich kochanym, ogarniętym psie zostało wspomnienie. Testowała wszystko co tylko do głowy jej przyszło, nawet zwykłe siad to był szczyt możliwości. Okres "nastoletni" u psa jest idealną motywacją do ćwiczenia nad naszą cierpliwością. Trzeba wkroczyć do ogrodów zen w swoich głowach i raz po razie przypominać psu co mu wolno a co nie i że nie dalej niż trzy dni temu to wiedział. Niestety mimo chęci nie udało mi się uniknąć błędów i muszę jeszcze nad niektórymi popracować. Czasem osiwieć można. Na całe szczęście nasza praca się opłaca i z czasem i wiekiem mamy idealnego towarzysza.



  • Czas, czyli najwyższa pora lepiej się zorganizować

Pies to nie tylko przyjemności pod postacią cieszynki na powitanie czy ogrzanie stóp albo możliwość pomiziania zawsze i wszędzie. To też obowiązki, które wymagają czasu, naszego codziennego czasu. To spacery, które powinny być nie tylko fizjologiczne, ale także atrakcyjne dla psa, dające mu możliwość bycia psem, pouczenia się czegoś nowego, fajnego spędzenia z nami czasu. Idealnie jeśli mamy czas na 3 takie wyjścia, u mnie to jest minimum, mimo tego, że mieszkamy w domu. To też czas, który spędzamy razem, i nie wspólne siedzenie na kanapie się nie liczy. Mogą to być godziny spędzone na szkoleniu, które chciał nie chciał trzeba poświęcić jeśli chcemy się cieszyć wspaniałym psim towarzyszem przez lata. To też czas poświęcony na wspólną zabawę, która powinna męczyć psa zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jeśli nie możemy poświęcić psu tyle uwagi i czasu ile mu potrzeba to po co nam w takim razie pies?



  • Ograniczenie spontaniczności, czyli trzeba zacząć planować swoje wyjazdy

Nie chce żeby to zabrzmiało źle, ale taka prawda. Odkąd pojawiła się Holi skończył się okres spontanicznych wypadów, nie mówię tu o wyjściu z koleżankami na kawę, tylko o niezaplanowanym wyjeździe na weekend czy wyjściu z domu rano i powrocie w nocy. Pies na spacer wyjść musi, a sam tego nie zrobi, no chyba, że ktoś tak swojego nauczył to gratuluje i niech da znać jak to zrobił. Trzeba nauczyć się planować. Wyjeżdżam, super, ale co z psem? Jedzie ze mną czy zostaje? Jeśli pies jedzie z nami to trzeba się czasem naszukać miejsca, które bez problemu przyjmie psa o każdym gabarycie (właściciele większych psów na pewno o tym wiedzą). Jeśli pies zostaje to z kim? Należy znaleźć zaufaną osobę, która się naszym sierściuchem zajmie albo może pomyśleć o hotelu dla niego. Ja mam to szczęście, że zawsze mogę zostawić Holi z rodzicami jeśli tego potrzebuje, jakoś nie umiem się przekonać do zostawienia swojego Biszkopta w obcym miejscu z obcymi ludźmi, ale to tylko moje fanaberie.


 

Pamiętajcie o jednym: pies to nie tylko cud, miód i orzeszki, to także sierść, zniszczenia, spacery. To nie jest zabawka, którą odłożymy na dno szafy jak się znudzi. To żywe stworzenie, które będzie z nami parę dobrych lat. To nie tylko przyjemności to także obowiązki. Przed decyzją o zakupie lub adopcji zastanówcie się o jeden raz za dużo czy aby na pewno to jest dla Was.

 


Kiedy pies jest chory...

Kiedy pies jest chory...

...to właściciel siwieje. Przynajmniej tak jest u mnie ;) Na całe szczęście Holi bardzo, ale to bardzo rzadko choruje, u weterynarza bywamy tylko profilaktycznie i z jakimiś małymi pierdółkami. Stąd nie jestem kompletnie przygotowana na gorsze chwile. Nie mam na myśli jakiś ciężkich chorób, bo takiej sytuacji kompletnie nie umiem sobie wyobrazić. Podziwiam właścicieli, którzy niestety muszą sobie z czymś takim radzić, mam nadzieję, że gdyby nam się coś takiego przytrafiło (tfu, tfu) to damy radę. Chodzi mi dzisiaj o takie dość zwykłe słabe chwile, boli łapka czy boli brzuszek.

     Ostatnio mój Biszkopcik miał 2 takie słabsze dni. Ogólnie było wszystko w porządku, chętnie by jadła, bawiła się, biegała i zaczepiała inne psiaki. Dzień jak co dzień. Tylko brzuszek bolał i trzeba było biegać poza teren. Oczywiście już kiedyś spanikowałam w takim przypadku i tym razem zachowałam zimną krew i na spokojnie obserwowałam swoje stworzenie i w razie potrzeby biegałam na dwór. Dwie noce wyjęte z życiorysu, ale co to jest naprzeciw tego, że moje ukochane stworzenie się męczy. Normalnie Holi śpi na dole w domu, a drzwi do mojego pokoju są zamknięte. Tym razem aby móc jak najszybciej zareagować, drzwi uchyliłam i czuwałam. Biegałyśmy kilka razy, ale nie to było ważne. Najważniejszy był sam fakt, że jak działo jej się źle to prosto do mojego pokoju, łóżka, po prostu biegła do mnie pomoc. Załamka zdrowotnościowa wypadła w miarę wolniejsze dni, więc tylko jeśli musiałam byłam poza domem, a tak to totalnie domowy czas.

     Jak już pisałam kiedyś w takiej sytuacji spanikowałam i oczywiście telefon do weta, "co robić?'. Człowiek uczy się na błędach i tym razem pomogła nam zwykła głodówka. Co prawda na sygnale jechałam do apteki po węgiel. Wiem, że różne jeszcze leki niektórzy stosują, ale według naszej weterynarz wystarczy węgiel i tego się trzymam. Jednak przede wszystkim, najlepszym lekarstwem jest dieta, a właściwie głodówka. Co najmniej 1-dniowa. I najważniejsze: PIES MUSI PIĆ!!

     Tak więc, jedzonko zostało zamknięte, a mi serducho pękało i apetyt odebrało. Obie miałyśmy głodówkę, bo jak tu jeść cokolwiek, kiedy obok leży siedem nieszczęść i w brzuszku burczy. Normalnie Holi nie żebrze, zdarza jej się usiąść i wpatrywać jak jesz, ale to tylko przez chwilę. Tym razem głodek był silniejszy i próbowała na wszelkie sposoby dostać coś do jedzenia. Złamałam się raz i prawie od razu musiałyśmy biec na dwór. To był pierwszy i ostatni raz.

    Najgorzej było z piciem, bo o ile normalnie nie ma z tym problemu, tak teraz nie bardzo chciało jej się pić. Tak więc, pojawiło się więcej misek z wodą w domu, na podwórku. Ze świeżą wodą, zmienianą bez względu na to czy w misce pusto czy nie. Dodatkowo Holi jest obeznana z komendą "napij się" i śmiało z tego korzystałam. Kiedy jednak nie chciała już tak totalnie pić to moczyłam ręce i nabierałam wodę. Jakoś tak chętniej chłeptała.

     Na całe szczęście ten kryzys trwał tylko dwa dni. Po takiej głodówce dostała do jedzenia, w kilku małych porcjach ugotowany ryż z kurczakiem, marchewką i siemieniem lnianym.

     Oby takich kryzysów było jak najmniej. Chory pies jak chore dziecko (i czasami facet) potrzebuje znacznie więcej troski. Poza tym w przypadku psa jest o tyle trudniej, że dokładnie nie powie co mu jest. To właściciel musi być wprawnym obserwatorem i podejmować decyzję, przejdzie czy jednak bez wizyty u specjalisty się nie obejdzie

Dużo zdrówka psiaki

Martyna & Holi

najlepszy jest sen
A może jednak coś dadzą?

Zdrowy pies to szczęśliwy pies i szczęśliwy właściciel

Życie z psem...takie urocze

Życie z psem...takie urocze

     W związku z tym, że wczoraj był Światowy Dzień Psa, to przypomniały mi się takie małe, krótkie chwilę, które sprawiają, że bycie przewodnikiem psa to coś niesamowitego.

     Uważam się za szczęśliwego człowieka. Lubię swoje życie, nic bym w nim nie zmieniła. Czasu też bym nie cofnęła. Jednym z takich jasnych punktów jest mój pies. Zdecydowanie od dwóch lat nie mogę narzekać na nudę i brak zajęcia. Chandra mnie nie dotyczy. Mimo takiego ogólnego poczucia zadowolenia ze wszystkiego co mnie otacza bardzo doceniam te drobne rzeczy, ulotne chwile, które naprawdę są ważne. To czas, który spędzam z ważnymi dla mnie osobami, to czas, który poświęcam mojemu psu. Dziś słów kilka właśnie o tych niesamowitych chwilach, które powodują, że człowiek jest naprawdę szczęśliwy.

🐕 Kiedy trzymam marchewkę a ona chrupie ja kawałek po kawałku. To samo jest kiedy dostaje całego banana i obgryza go kawałek po kawałeczku.

🐕 Kiedy delikatnie kładę głowę na jej klatkę piersiową i słyszę bicie jej serducha. To jest ten moment, kiedy człowiek sobie uświadamia, że te cztery łapy są jego i to serducho bije też dla niego.

🐕 Kiedy chrapie. To jest znak, że śpi. A takie spanie kojarzy się z bezpieczeństwem. Z bezpieczeństwem, która ja jej zapewniam. Z zaufaniem, która ona ma do mnie.

🐕 Kiedy śpi i się przeciąga, najpierw łapki się rozkładają a potem rozkosznie podwija je do siebie

🐕 Kiedy trzymam coś dobrego, dla niej, w ręku, a ona ma ten specyficzny wzrok. Taki pełny nadziei i skupiony tylko i wyłącznie na tym smaczku. Od niedawna doszło do tego oblizywanie. Jeszcze nie wie co dostanie (chociaż pewnie czuje nosem), ale już wie, że to dla niej.

🐕 Kiedy o coś proszę/ czegoś od niej chce i to nie dociera tak zupełnie od razu. Widać jak trybiki jej w głowie pracują. Tak jakby naprawdę zastanawiała się nad znaczeniem wszystkich moich słów (mimo iż większości na pewno nie rozumie)

🐕 Kiedy nie wie co zrobić, gdzie iść i patrzy w moją stronę. To jest ten moment kiedy moje ego zostaje zaspokojone w 100%. To jest to co chciałam osiągnąć ze swoim psem. Aby wiedziała, że zawsze stanę po jej stronie i pomogę jej przejść przez każdą trudną, dla niej, sytuację.

🐕 Kiedy leży na plecach i widać jej zęby. Choćbym nie wiem w jakim dołku była, to ta pozycja zawsze, ale to zawsze sprawia, że wraca uśmiech.

 
🐕 Kiedy chce jej się pić i musi czekać aż jej naleję wody. Aż się oblizuje i mlaska, tak się nie może doczekać. Mimo wszystko czeka na komendę "proszę"

🐕 Kiedy dzieje się coś nowego, coś interesującego a ona patrzy się z totalnym zainteresowaniem. Z ciekawością.

🐕 Kiedy ją głaskam i zabieram rękę, wtedy się pięknie upomina. Rozgląda się tą ręką na wszystkie strony. Nie piszczy, nie skamle, nie wymusza. Po prostu patrzy z wyrzutem "czemu już mnie nie głaszczesz?"

🐕 Kiedy coś ją wystraszy. Staje, obserwuje, coraz częściej zdarza się, że szczeka aby niebezpieczeństwo się oddaliło. Przeważnie chodzi o drzewa, krzaki, rury i inne cuda, które z jakiegoś powodu akurat w danym momencie jej nie pasują. Podchodzimy do takiego obiektu powoli, na spokojnie aby miała czas przywyknąć. Za każdym krokiem spogląda w moją stronę czy aby na pewno możemy iść dalej. Potem już z prawie 100% zaufanie ogląda ten dziwny przedmiot i po problemie.

🐕 Kiedy po szalonej zabawie z innym psiakiem albo męczącym, ciekawym spacerze, siada przede mną z jęzorem wywieszonym do ziemi, ale nie tak normalnie, tylko takim wylewającym się z boku pyszczka, między zębami. Słowo daje, wygląda wtedy na mało inteligentnego psa, ale przy okazji na największego słodziaka na ziemi.

Życie z psem to nie zawsze jest cud, miód i orzeszki. To nie tylko przyjemności, ale także, jakże ważne obowiązki. Jednak każda złość i frustracja mija w mgnieniu oka, kiedy wracasz do domu i widzisz ogoniasty wiatrak, który nie może się nacieszyć Twoim widokiem.

Dziękuję, że jesteś Biszkopcie - najlepszy z możliwych 😘


Przygody spacerowe

Przygody spacerowe

     Wpis inspirowany grupą na fb "absurdy zasłyszane na spacerach". Lubię czasami poczytać co może na nas, psiarzy, czychać w trakcie spaceru. My mieszkamy na wsi, więc okazji do takich różnych, zabawnych i tych wkurzających historii mamy mało. Większość przygód, które nas spotykają ma miejsce na naszych wyjazdowo - miejskich spacerach.

Zacznijmy od czegoś denerwującego aby na koniec poprawić sobie humor.


Psy biegające luzem.
     Jednym z najbardziej irytujących wydarzeń spacerowych są podbiegające psy. Te bez smyczy, nie do opanowania, gdzie niejednokrotnie właściciela ani widu ani słychu. Holi jest totalnie pokojowo nastawiona do świata, co więcej kiedy pies do niej biegnie z zębami na wierchu, piana bije mu z pyska, ona totalnie nie wie co robić. Albo się odwraca i wącha dalej trawkę albo siada i się na niego patrzy. Tak więc z mojego punktu widzenia to jest potencjalnie niebezpieczna sytuacja, nie znam podbiegającego psa i mu nie ufam. Nie wiem czy przypadkiem akurat dzisiaj nie ma gorszego dnia i się na nas nie rzuci. Jak dla mnie nie ma też znaczenia, że pies jest mniejszy od mojej suni. To o niczym nie świadczy.
      Miałyśmy przez jakiś czas problem z takim jednym, małym diabłem. Właściciele nie zamykali bramy a nawet jeśli była zamknięta, to i tak skubaniec jak nas tylko widział to potrafił zabawić się w Houdiniego i wyjść z posesji. Jest mniejszy od Biszkopta, ale szczerze mówiąc obawiałam się, że któregoś dnia może się to źle skończyć. Nie wiem skąd to się wzięło, ale uparł się akurat na nas. Kiedy biega po ulicy, inni ludzie ani psy mu nie przeszkadzają. Na całe szczęście sytuację na dzień dzisiejszy udało się opanować, ale  i tak w razie by co gaz pieprzowy noszę a i numer telefonu na najbliższy posterunek policji mam wpisany do telefonu.
     Inny typ podbiegaczy to te, które rozpraszają psa. Holi jest dość reaktywna jeśli chodzi o inne psy i ludzi, więc staram się to trochę wyciszyć. Powoli, bo powoli, ale idziemy do przodu. Niestety, kiedy idziemy sprawdzić domową teorię w teren i pojawia się taki nachalny typ to nie dość, że pies się frustruje, bo z jednej strony chciałaby się pobawić, ale z drugiej ja nie pozwalam, a do tego mi ciśnienie wzrasta, bo wiem, że po takim spotkaniu znowu trzeba będzie się opanować. Ech, życie...


Cmokanie. 
     Wkurzający nawyk u ludzi. I to bez względu na to czy psy posiadają czy tylko o nich marzą. Zmora nie jednego spaceru. Żeby nie było, nie stronię od ludzi, chociaż czasami bym chciała, nie izoluję swojego psa, bo chcę aby była przyjacielska i towarzyska (zresztą w jej przypadku inaczej się nie da), ale na litość boską są granice. Takie cmokanie do psa przeważnie kończy się konfliktem, może też nieszczęściem. Osobiście nie umiem zrozumieć co Ci ludzie mają w głowach kiedy cmokają na obcego psa, przecież to jest oczywiste, że taki pies zareaguje albo będzie chciał zareagować. Holi w dalszym ciągu jest w fazie odczulania na ludzi. Jest przy nich zbyt podekscytowana i próbujemy to ogarnąć. Zajmuje nam to dużo więcej czasu nie tylko za względu na mój miękki charakter, ale także przez innych. Kiedy w trakcie spaceru pięknie olewa przechodzących ludzi, to zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś kto chce zwrócić jej uwagę. I szlag trafia wcześniejsze nauki. Pomijam też historie, kiedy wracamy brudne i wtedy ktoś ma ochotę cmoknąć na psa. No żesz wszyscy święci, aż człowiek ma ochotę psiaka puścić i niech odbije na czyściutkich spodniach swoje łapki. Kilka razy zdarzyło mi zareagować z opóźnieniem i każdorazowo człowiek był zaskoczony, że pies może ubrudzić albo ubrudził. No rzeczywiście, trudne to było do przewidzenia.

Mamy też dwie (jak na razie jedyne takie), nietypowe historie:
    Raz, idący pan z naprzeciwka, cmoka wesoło na mojego Biszkopta, który po jakimś czasie zaczyna reagować. W końcu ktoś ją woła z uśmiechem na twarzy. Pies szczęśliwy, że będzie mógł się przywitać, ja już trochę mniej, no ale dobra na spokojnie spróbujemy podejść do pana i się przywitać. Co pan zrobił? Schował się na swoją posesję, zamknął furtkę i jeszcze idąc do domu cmokał w kierunku Holi. Szczerze mówiąc szczęka mi opadła. Pies totalnie nie ogarnął sytuacji. Chwilę zajęło nam odejście od tej konkretnej bramy.
    Jednak to jeszcze nic. To było coś w rodzaju zwykłej irytacji, bo takiego przebiegu się nie spodziewałam. Druga historia była z tych co doprowadzają do szewskiej pasji i chyba tylko fakt, że jestem dość spokojną osobą uratował mnie od zniszczenia mienia. Historia właściwa. Maszerujemy sobie poboczem. Pies wącha trawkę, wszystko inne mając w głębokim poważaniu. Jesteśmy przy skrzyżowaniu, rzecz dzieje się na wsi, więc ruch nieduży, ale zawsze jakiś jest a i taka sytuacja pewnie może nas też spotkać w mieście. Podjeżdża samochód, chcący wyjechać na inną drogę. Zatrzymuje się aby przepuścić wszystkich z każdej strony. Co się dzieje? Kierowca!! Tak, tak, kierowca, otwiera okno i cmoka na mojego psa. Dacie wiarę? Na szczęście mój pies to gapa i zanim się zorientowała skąd dobiega wołanie to osoba myśląca inaczej zdążyła już odjechać. Co komuś takiemu w głowie siedzi? Chętnie się dowiem, bo na pewno nie jest to mózg.


Trochę pary zeszło, możemy przejść do tych milszych sytuacji.

Poznawanie nowych ludzi.
     Pies, jak nic innego na świecie, daje ogromne możliwości na poznanie nowych osób. Zawieranie znajomości trwa dużo szybciej i przeważnie są to ciekawe przypadki. Chyba, że my mamy takie szczęście. Ile ja już osób poznałam dzięki Holi, to nie zliczę. Czasami zupełnie obce osoby potrafią przystanąć i zagadać o psa. Właśnie w taki sposób poznałyśmy nowego, psiego kolegę. Byłyśmy sobie na spacerze i jak zwykle bujałyśmy w obłokach. Aż tu nagle zatrzymał nas pan z milionem, miłych pytań. Biszkopt oczywiście pełnia szczęścia, ogon kręci helikoptery, jęzor wywalony do ziemi, w końcu ktoś się nią zainteresował, ktoś obcy. Co się okazało, był to właściciel psiaka, młodszego od mojej, ale równie energetycznego, szukający towarzystwa na spacery. Poznałyśmy tego nowego kumpla i, jak to bywa w przypadku mojego zwierza, polubiła go od razu. Po wspólnych spacerach Holi wraca tak wymęczona (i chyba szczęśliwa), że przez dobrą godzinę dom jest bezpsiowy :)


Rozumni ludzie.
    Coś niezwykłego, jeszcze rzadkiego, ale jest. Tak, tak, tacy ludzie istnieją, na szczęście, bo przywracają wiarę w ludzkość. Serio. Jak już człowiek łapie doła, bo wydaję się, że myślenie niektórych naprawdę boli i to tak totalnie, to pojawia się ktoś kto udowadnia, że mózg w dalszym ciągu do czegoś służy. Mamy dwie takie zapadające w pamięć sytuację.
      Byłyśmy na szkoleniu. W przerwie można było wyjść z pieskami na spacer aby swoje potrzeby załatwiły poza szkołą :) Jeden z tematów okazał się dla nas szczególnie bliski. Chodziło o witanie się z innymi psami, nie pozwalanie aby pies witał się z każdym psem czy człowiekiem. Generalnie spokojny spacer z psem. Chodzimy sobie na przerwie po okolicy, w oddali widać panią z psem, który koniecznie chce się z nami przywitać. I tu przeżyłam szok. Pani zapytała, ZAPYTAŁA!!, czy mogą podejść się przywitać. Poprosiłam aby jednak przeszli obok, bo my w trakcie szkolenia i wolałabym psa dodatkowo nie nakręcać. Spotkało się to ze zrozumieniem i pani ze swoim pieskiem przeszli obok, nie zatrzymując się, a my poszłyśmy w swoją stronę.
      Druga sytuacja. Z daleka widzę małego szczekacza, bez smyczy, biegnącego w naszą stronę. Powoli wchodzę w tryb zrezygnowania, bo nie widzę właściciela, więc trzeba będzie sobie jakoś z tym poradzić. A tu proszę, pojawiła się właścicielka, zawołała psa, zapięła go na smycz i przeszli obok. Nikt nie wszczął konfliktu, szaleństwo też się nie pojawiło. Takie rzeczy też są możliwe.



A na koniec perełka, którą usłyszałam ostatnio. Uczę swojego psa od momentu kiedy pojawiła się w moim życiu, bo wychodzę z założenia, że psa trzeba to robić od małego a nie czekać na cud. I tak jedną z podstaw korzystania z ogródka jest niebieganie po rabatach kwiatowych. Już jeden kwiatek nie przeżył spotkania z biszkoptowym siedzeniem i wolałabym aby to się nie powtórzyło, bo nie zarobię na te kwiaty :) Jest też pewna pani, która spaceruje ze swoim psem, a który powoduje zamieszanie na osiedlu. Holi nakręca się od innych psów i biega wzdłuż ogrodzenia. Próbuje to zwalczyć, bo nie widzę sensu aby tak bez potrzeby wariowała. I właśnie podczas jednego takiego pobytu na ogródku a spaceru tej obcej osoby usłyszałam coś, co niesamowicie mnie rozbawiło. Słyszę, że zbliża się ten pies z właścicielem, Holi chce już biec do ogrodzenia, ale ją zatrzymałam, usadziłam i trenujemy skupienie na mnie a nie na szaleństwie za ogrodzeniem. Pani zaskoczona tym co robimy wyraziła ubolewanie, że psiak musi tak siedzieć kiedy ona idzie i jej po prostu go szkoda, potem dodała, że takie (bezcelowe) bieganie jest dla psa normalne i trudno go tego oduczyć, tym bardziej, że mój pies jest młody (ma 2 lata), a jak wiadomo pies mądrzeje dopiero po 3 roku życia. Nowość (!!) w zakresie szkolenia psa. Nie ma sensu uczyć go czegokolwiek przez 3 urodzinami, bo to i tak nic nie da. Dopiero po tym czasie pies coś zrozumie. Ot, tak magia :) A ja naiwnie wierzyłam, że w tym wieku to już będzie mądry, ułożony przeze mnie pies.



Ciekawostki Holi

Ciekawostki Holi

     Dzisiaj mijają 2 lata odkąd mój diabeł mieszka razem ze mną. To dwa lata temu zostałam jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie. To dwa lata temu moje życie zmieniło się o 180 stopni. To od dwóch lat trwa niekończąca się przygoda. I oby trwała jak najdłużej :)

Dziś 24 ciekawostki dotyczące Holi :)

1. Jej imię wywodzi się z wierzeń hinduistycznych. To efekt moich zainteresowań Indiami i jogą. Holi to święto radości (czy może być coś radośniejszego niż szczęśliwy pysk goldena?) i wiosny (moja ulubiona pora roku), obchodzone na przełomie lutego i marca (Holi pojawiła się na świecie 26.02), któremu patronuje Bóg Miłości (moja sunia to miłość w najczystszej postaci)

2. To chodzący czołg. Człowiek czy stolik zupełnie jej nie przeszkadza. Jeśli znajdujesz się na jej trasie biegu to Twój problem i możesz się liczyć z mało eleganckim zwaleniem z nóg.

3. Kocha banany. O tak. Myślę, że banany mogą śmiało konkurować z pasztetem.

4. Nie znosi gumowych zabawek. Nie i już. Jeśli się pomyli, to pobiegnie za taką zabawką, ale wystarczy, że złapie ją do pyska, wyczuje z czego jest zrobiona i już ją wypluwa.

5. Kocha kopać. Na szczęście swoją pasję realizuje na okolicznych polach, domowy ogródek pozostaje nietknięty. Wystarczy ją spuścić ze smyczy i od razu łeb w dół, ogon w górę i szuka najlepszej dziury do rozkopania. Może przy niej paść, ale nie odejdzie :)

6. Uwielbia obserwować ptaki. Kiedy jesteśmy na spacerze, potrafi tak się na nie zagapić, że musi usiąść. Może tak siedzieć i siedzieć i tylko łepetyna się porusza zgodnie z kierunkiem ptasiego lotu.

7. Ma swoją sympatię i jest nim pies niedalekich sąsiadów. Przystojny, czarny labrador. Zawsze wie kiedy jest na spacerze i zawsze pierwsza go zauważy. Ba, nawet jak jesteśmy w okolicy jego podwórka to potrafi usiąść i wpatrywać się w furtkę i czekać aż wyjdzie. Kiedy się bawią, zawsze wraca ledwo żywa z jęzorem ciągnącym się daleko za nią.

8. Nie może jeść zimnych rzeczy, w tym śniegu. Niestety jak tylko coś zimnego trafi do biszkoptowego brzuszka, to za chwile go opuszcza tą samą stroną. Niestety psy nie uczą się na błędach i śnieg w dalszym ciągu jest najlepszym przysmakiem.

9. Nie przytula się. Głaskanie lubi, można ją głaskać godzinami. Jednak nie przyjdzie do Ciebie aby położyć pysk na nogach, nie wtuli się zasypiając. Jeśli coś takiego się przytrafi to jest to wielkie święto.

10. Jest telemaniakiem. Kiedy coś ją zaciekawi w telewizji, to siedzi jak zaklęta i obserwuje. A jak coś się nie podoba to od razu szczeka co sił w płucach. Mogę się założyć, że wtedy wszyscy sąsiedzi nas słyszą.


11. Lubi zdjęcia. Ciężko zrobić jej jakieś z zaskoczenia. Wystarczy, że zobaczy aparat wycelowany w swoją stronę i od razu się wpatruje i czeka aż obiektyw zniknie sprzed nosa.


12. Picie z bidetu jest jej wieczornym rytuałem. Kiedy życie na dole domu zamiera i każdy rozchodzi się do swojego pokoju, Holi idzie ze mną. Jednak zanim ułoży się na drzemkę na swoim kocyku to musimy iść do łazienki aby mogła się napić. Siada przed bidetem i czeka. Czeka aż naleję jej wody do "miski" aby łaskawie mogła się napić.

13. Kiedy we właściwej misce nie ma wody a ja tego nie zauważę to kładzie się obok i czeka. Po cichu czeka aż ktoś się zorientuje o co chodzi. Bywa to problematyczne, bo miski ma pod schodami i może minąć trochę czasu zanim załapię, gdzie jest pies. A ona grzecznie leży obok pustej miski i niekiedy śpi.

14. Nie lubi pływać. Taki mało wodny golden mi się trafił. Naprawdę trzeba się napracować aby zachęcić ją chociażby do wejścia do rzeki, stawu, jeziora. Jedyne co udało nam się wypracować do tej pory to moczenie łap. Jeśli tylko łapki stracą grunt to trzeba się jak najszybciej ewakuować na brzeg.

15. Za to kocha kąpiele pod prysznicem. Oj jak ona je lubi. I mycie łapek po prysznicem. W ogóle chyba wielbi ten mój prysznic. Jak tylko mówię, że idziemy do kąpieli albo pod prysznic to dzielnie maszeruje sama i czeka aż mycie się rozpocznie. A czasami to nawet nie chce z niego wyjść. Potrafi się położyć i ani myśli o opuszczeniu tego cudu architektury :)

16. Zrobi wszystko dla pluszaka. To są zabawki jej życia. Za mięciutkiego pluszaka da się pokroić. A jeśli jeszcze ma on długaśną metkę (taką jak te z IKEI) to będzie dozgonnie wdzięczna.

17. Bańki mydlane powodują wyłączenie mózgu. Wystarczy wyjść na podwórko, wziąć ze sobą bańki i jej popuszczać. Biega za nimi jak szalona, próbując złapać wszystkie.

18. Nie lubi się popisywać albo lubi robić ze mnie idiotkę :) kiedy szkolimy się same, ewentualnie pod czujnym okiem fachowca, to wtedy jest psem idealnym. Łapie wszystko z prędkością światła. Chętnie wykonuje polecenia i nigdy się nie męczy. Jednak kiedy chce się naszą wiedzą pochwalić przed innymi to ona udaje, że nie wie o co chodzi. Jakby wszystko słyszała po raz pierwszy.

19. Ulubionym miejscem w domu są schody, a konkretnie środkowy schodem. Jest tam mało miejsca, kiedy położy się na boku to łapy jej wystają, ale co tam, grunt, że można łepetynę oprzeć o schodek wyżej. Co tam, że wszystkim przeszkadza, najważniejsze, że to jej miejsce strategiczne i na nic go nie zamieni.

20. Robi za budzik idealny. Dla wszystkich. To nic, że o 6 rano w niedziele tylko jedna osoba mogłaby wstać z nią wyjść. Kiedy wracamy z takiego spaceru wtedy załącza się funkcja budzika dla wszystkich. Nikt, ale to nikt nie może spać jak ona już jest na nogach. Co więcej wszyscy muszą zejść na dół i być w jednym pomieszczeniu. Wtedy łobuz może iść spokojnie spać dalej, a że ludzie już są na nogach...to już tylko i wyłącznie ich problem.

21. Jest bardzo wyczulona na jęki bólu mojej mamy. Wystarczy, że gdzieś się uderzy i nawet po cichu piśnie to od razu Holi jest przy niej i próbuje ją rozweselić. Nawet jeśli bardzo boli to Biszkopt dba aby nie to było najistotniejsze tylko ona.

22. Uwielbia nowości. I to nie istotne czy mówimy o ludziach czy o rzeczach. Kiedy przychodzi do mnie więcej niż jedna osoba to zawsze, ale to absolutnie zawsze, najważniejsza jest ostatnia osoba wchodząca do domu. I nie zmienia tego nawet taki mały szczegół jak jednym z tych gości jest babcia. Jeśli wejdzie pierwsza a następnie ktoś po niej, to i tak ta druga osoba jest hitem. To samo dotyczy zabawek. Dostaje pluszaka, następuje pełnia szczęścia, przechodzi przez etap "i że cię nie opuszczę", potem pojawia się ten drugi i już ten ukochany poprzednim spoczywa w kącie, zbierając kurz.


24. Po jedzeniu zawsze musi wytrzeć pysk. Zawsze. Pech chce, że wyciera pysk w dywan. Taki czyścioch mi się trafił :)

23. Uwielbia ciepło. Obojętnie czy jest to ciepełko od kominka czy prażące słońce, byleby być jak najbliżej albo jak najdłużej. W zimie śpi prawie na kominku. W lecie ma specjalne miejsce pod domem, gdzie jest taka totalna patelnia, że nie idzie wytrzymać, a ona tam siedzi i siedzi.


Bananowo - truskawkowe trufle

Bananowo - truskawkowe trufle

Coś szybkiego i smacznego. Wiosna za oknem to chce się już czegoś totalnie owocowego. Fakt truskawki, które użyłam są mrożone, ale smakują tak samo dobrze. Inspiracja i porady odnosnie tego przepisu są internetowe, mój ostatni hit w psich blogach Dalmatian DIY

Czego potrzebujemy?

- 1 banan
- 3 truskawki (mrożone najpierw rozmrozić)
- 1 łyżka siemienia lnianego (można zmielić; ja zapomniałam)
- 3 łyżeczki oleju kokosowego
- 1/3 - 1/2 szklanki mąki z ciecierzycy (lub innej)
- wiórki kokosowe

Do dzieła:

     Olej kokosowy doprowadzić do jego płynnej formy.

Najpierw zmiksowałam truskawki z bananem. Do owocowej mieszanki dodałam płynny olej oraz siemię lniane. Na koniec powoli wmieszałam mąkę.

    W razie potrzeby mąki zawsze można dodać trochę więcej. Masa ma mieć taką trochę lejącą, trochę klejącą konsystencję.

   Na koniec coś przyjemnego. Formujemy kulki. Chociaż początkowo kulek to nie przypomina :)
Na jeden talerz wyspałam wiórki kokosowe. Następnie nabierałam trochę masy na łyżeczkę i upuszczałam w wiórki. Wystarczy obtoczyć taki kleks dokładnie i już mamy trufelkę.

   Kiedy wszystkie ciastka gotowe należy je włożyć do lodówki aby stężały. Wtedy w razie potrzeby można poprawić ich formę, tak aby były piękne okrąglutkie, ale szczerze mówiąc psom to chyba nie jest potrzebne do szczęścia :D

   Jak zwykle Biszkoptowi wszystko smakowało. Gluty ze śliny ciągnęły się w nieskończoność. Czeka na więcej. Przy okazji świetnie sprawdzają się jako kieszonki na tabletki :)

   To czego pies nie zje od razu, należy zapakować i trzymać w lodówce.

Smacznego psiaki :) Holi poleca :D

    
najlepsza zabawa - tworzenie kuleczek
i gotowe
po kilku 2 godzinach w lodówce wyglądają dużo lepiej
co ta pańcia znowu wymyśliła?
dobre to :)
czy Wy widzicie tego gluta? :D
Jak dorasta pies. Wersja obrazkowa

Jak dorasta pies. Wersja obrazkowa

     
     Dzisiaj taka mała ciekawostka o tym jak dorasta pies, czyli od słodkiej, niewinnej, puchatej kuleczki do dumnej, dorosłej goldenki :)
      Na samym początku naszej przygody ktoś mi powiedział żeby robić dużo zdjęć, bo one tak szybko rosną. I wiecie co? To 100% racja. Nie zdążyłam się obrócić a ze słodkiej kuleczki, która przyjechała do mnie wyrosła piękna, dorosła panna.
     Przyznam szczerze, że jak patrzy się na co dzień na swojego psiaka to aż tak nie widać tego dorastania. Dopiero kiedy człowiek przegląda zdjęcia to patrzy na nie z niedowierzaniem :)

Zapraszamy na relację obrazkową :)

jeszcze w hodowli (marzec 2016)                                       pierwszy dzień w nowym domu (maj 2016
mam pół roku (sierpień 2016)                                                     rok za mną (początek marca 2017)
18 miesięcy skończone (sierpień 2017)                                                2 lata radości (luty 2018)
      wczoraj (maj 2016)                                                                   dziś (styczeń 2018)
maj 2016                                                                              czerwiec 2016

lipiec 2016                                                                                   sierpień 2016
luty 2017                                                                                    sierpień 2017
Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger