Aria: Do mnie...Nie...Równaj - Jacek Gałuszka

Aria: Do mnie...Nie...Równaj - Jacek Gałuszka

O tych książkach dowiedziałam się trochę przypadkiem, kiedy szukałam jakiejś literatury, która pomogłaby mi trochę ogarnąć Biszkopta. W skład tej 'trylogii' wchodzą: Aria Nie, Aria równaj, Aria do mnie. Wszystkie zostały wydane dzięki wydawnictwu Galaktyka a autorem jest trener i behawiorysta Jacek Gałuszka. Są to dość krótkie, ale treściwe pozycje. Zawierają to co potrzeba, jest kilka zdjęć, ale nie są one wrzucone ot tak, bo były ładne, tylko dlatego, że są potrzebne w danym miejscu.



Aria, nie:
Jest  to książka, która ma pomóc nam skutecznie rozwiązywać problemy, które już się pojawiły a także jeśli jeszcze ich nie ma pomóc im zapobiec. W prosty sposób przekazuje czym jest zachowanie niepożądane a także czego pies potrzebuje do szczęścia (mała podpowiedź: nie są to ubranka i kokardki). I wreszcie to co stanowi sens całej książki czyli jak sobie radzić z problemami.  To dzięki tej książce nauczyłam się formułować cele naszych treningów pozytywnie a nie tylko jako eliminacje różnych zachować, np. "chce żeby siedziała i czekała aż się z nią przywitam po przyjściu do domu" zamiast "chce żeby nie skakała na mnie po przyjściu". Pan Jacek wymienia 10 sposobów / technik eliminacji niepożądanych zachowań. To jest właśnie to. Szczerze mówiąc nigdy tak się nad tym nie zastanawiałam, nigdy nie rozkładałam konkretnego zachowania na czynniki pierwsze, a to był błąd. Dodatkowym atutem tej pozycji jest wyjaśnienie wszystkich 10 technik na konkretnym przykładzie. Dzięki temu szybciej wszystko wchodzi do głowy. W jednym z rozdziałów zostały również opisane problemy z agresją i jak sobie z nimi radzić, podane są konkretne ćwiczenia, które pomogą oswoić ten problem i go wyeliminować. My nie mamy problemu z agresją, ale z tego co przeczytałam wydaję mi się, że jest to dosyć pomocny rozdział. W kolejny został opisany kolejny problem, który nas nie dotyczy, ale niejednemu się przyda - lęk separacyjny. Nie jestem ekspertem a słyszałam już niezliczone historie co psiaki potrafią zrobić kiedy zostają same w domu. To z tej książki zapamiętałam też zdanie, które już gdzieś kiedyś chyba przytaczałam "aby odnieść sukces w ćwiczeniach, wystarczy wydać komendę o jeden raz więcej niż liczba nieodpowiednich reakcji psa" Kieruję się tym na każdym treningu czy próbie oduczenia czegoś niepożądanego.

Aria, równaj:
Pozycja, którą doceni każdy właściciel psa a już w szczególności tych większych. Chodzenie z pociągiem na spacery nie jest przyjemne dla żadnej ze stron, a spacer powinien być satysfakcjonujący zarówno dla człowieka jak i czworonoga. My jesteśmy chyba gdzieś w połowie do osiągnięcia stanu idealnego. Jest to też najgrubsza z tych książek (całe 108stron) :) Na początku mamy opisany problem z ciągnięciem oraz co przeważnie robią ludzie żeby sobie z tym poradzić. Następnie pomaga nam zdefiniować nasze oczekiwania. W końcu każdy by chciał żeby jego pociąg już następnego dnia treningu był spokojnym, ułożonym pieskiem na luźnej smyczy. A tak się nie da (niespodzianka! :) ) Następnie mamy opisane ćwiczenia bez smyczy, na dobry początek, a potem wprowadzenie do ćwiczeń ze smyczą. Mniej więcej od połowy książki mamy już same konkrety pomagające osiągnąć stan idealny. To dzięki tej pozycji dowiedziałam się o magicznej komendzie / sygnale jak sygnał neutralny (dzięki temu nie byłam zaskoczona na pierwszych szkoleniach z dogo). Także dzięki tej pozycji Holi była do przodu na naszym pierwszym szkoleniu jeśli chodzi o dostawianie do nogi :)

Aria, do mnie:
Najcieńsza ze wszystkich, ale jakże potrzebna. Przyznaję, że pewnie sama trochę zawaliłam w trakcie uczenia Holi przywołania, bo do tej pory coś ciężko to idzie. Na początku mamy opisane problemy jakie najczęściej się pojawiają. Później zostały przedstawione główne zasady rządzące przywołaniem idealnym do którego przecież wszyscy dążymy. Dowiadujemy się także co to jest przywołanie zwykłe, awaryjne oraz jak przy tym korzystać z klikera. Są też opisane zabawy w przywołanie, które powinny pomóc nam osiągnąć swój cel a psu pokazać czego od niego oczekujemy. Jest też jak w przypadku pozostałych książek opisane przywołanie dla opornych na przykładzie z życia.

Jestem jak najbardziej zadowolona ze wszystkich pozycji. Nie wszystko jeszcze u nas działa idealnie, ale zdaję sobie sprawę, że to moja wina i muszę zajrzeć do nich ponownie żeby co nieco naprawić. Cechą wspólną a zarazem ogromnym plusem tych książek są przykłady z życia. Nic tak nie działa na motywacje czy zapamiętywanie danych ćwiczeń jak właśnie historia innego psa z którym udało się wypracować to co właściciel sobie założył.

Ciastka bananowo - miętowe

Ciastka bananowo - miętowe

     Ostatnio wydaje mi się, że z pyszczka mojego Biszkopta nie do końca pachnie biszkoptami, więc trzeba coś z tym zrobić. Co jest najlepsze na świeży oddech? Pierwsze co przychodzi mi do głowy to moja ulubiona mięta. Ja mogłabym jeść/pić wszystko co ją zawiera, ale Holi jakoś nie jest jej fanką. Za to wielbi banany, to jest coś niemięsnego czym może się zajadać i się nie nudzi. Tak więc powstały ciasteczka bananowo - miętowe.

     Z podanych proporcji wyszło mi ok. 40 ciastek i średni słoik smaczków. Jak zwykle za dużo, ale może kiedyś nauczę się robić mniejsze ilości albo kupię sobie drugiego psa :)
     Są one też trochę twardsze niż zwykle, ale to specjalnie, bo Holi ma problemy z gryzieniem. Jakoś jej to nie idzie i szukam różnych sposobów żeby gryzła przede wszystkim karmę.

Czego potrzebujemy?

- 1 szklanka mąki
- 1 szklanka płatków owsianych
- 100ml jogurtu
- 1 banan
- 2 łyżeczki natki pietruszki
- 2 łyżeczki mięty
- 1 jajko
- 1/2 szklanki wody

Do dzieła:

     W jednej misce wymieszałam wszystkie suche składniki w drugiej wszystkie mokre. Ciasto po zagnieceniu może być trochę lepkie to zawsze można dodać więcej mąki. Porządnie wygniecione ciasto podzieliłam na mniej więcej 2 części. Pierwszą rozwałkowałam na posypanej mąką desce i wycinałam obowiązujący dzisiaj kształt :)
     Druga część została rozwałkowana, ułożona na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Następnie jeszcze przed pieczeniem nacięłam poziome i pionowe paski tak żeby powstały małe smaczki. W ten sam sposób robiłam już smaczki z mięsa mielonego i wydaje mi się, że jest całkiem niezły. Później po upieczeniu wystarczy tylko połamać kostki i gotowe :)
     Obie blachy wstawiłam do nagrzanego do 175stopni piekarnika i razem z Holi odczekałyśmy 35 minut zanim można było wyciągać. W trakcie pieczenia w całym domu pięknie pachniało miętą. Tylko z tego powodu pewnie Biszkopt dostanie jeszcze nie raz takie smaczki. Przy okazji jak zwykle mój tester zadowolony a podłoga uśliniona i do mycia :)

Holi poleca :)

wersja obrazkowa:
wszystko co potrzebne
składniki mokre i składniki suche
no i wszystko wymieszane
wycinanki na pierwszą blachę
przed pieczeniem
wycinanki na drugą blachę
pieczemy 175 st., 35 min czekania
ciasteczka po upieczeniu
smaczki po upieczeniu, bardzo łatwo się dzielą
pańcia....daj...
ten skupiony wzrok :)
Pies kontra kąpiele

Pies kontra kąpiele

     Jak powiedziała pani weterynarz czekałam z pierwszym myciem do jej 6 miesiąca. Tak jest podobno zdrowiej dla malucha, układ odpornościowy jest już dobrze wykształcony a skóra i sierść nie są tak delikatne jak na początku. Swoją drogą wcześniej to przecież nie ma sensu, no bo po co? Szczeniaczki mają swój niepowtarzalny, cudowny zapach. No chyba, że ta mała, puchata kuleczka zaliczy czarny, śmierduszkowaty spacer.

     Nasza pierwsza kąpiel...oj to był tajfun, huragan, trzęsienie ziemi w jednym czasie. Jednym słowem masakara. Oczywiście byłam załamana, że tak już zostanie i zawsze te kąpiele będą ciężkim przeżyciem dla mnie i dla niej. Od samego początku była przyzwyczajana do mycia łapek po przyjściu ze spaceru. Woda w jej basenie nie była ani jakąś super zabawą ani jakąś tragedią dla niej, więc myślałam, że nie będzie tak źle. Zaopatrzyłam się w masę smaczków żeby przebrnąć przez to jak najmniej boleśnie. W tym czasie miałam tylko prysznic w domu, więc wybór miejscówki do kąpieli był łatwy. Co prawda nie wyobrażam sobie żeby teraz przestawić się na wannę i próbować ją przyzwyczaić do niej albo pomagać 30kilogramowej suni tam wskoczyć. Prysznic to idealne rozwiązanie. Wszystko było mokre, ja, płytki, umywalka, podłoga, wc, szafki....wszystko. Po kąpieli miałam jeszcze sporo roboty żeby przywrócić łazienkę do stanu używalności, ale nie tylko łazienkę. Holi po całej operacji dostała tak totalnej głupawki, że cały dom był dość wilgotny. Takie 5 minut szczeniakowego szaleństwa, ale w czterech ścianach. Z pomocą przyszedł marchewkowy gryzak.

tak wygląda pies po umyciu tylko łap
    Wyznaję zasadę, że myję psa kiedy naprawdę tego potrzebuje. Zbyt częste mycie przynosi więcej szkody niż pożytku. Tłuszcz, który znajduje się na jego skórze i sierści tworzy naturalną barierę dla różnych pasożytów. Czyszcząc psa zbyt często powodujemy, że ona znika a przez to pies może być bardziej podatny na różne choróbska. A przecież nikt tego nie chce. Trzeba obserwować swojego psa i stan jego sierści (przy założeniu, ze nigdzie nasza gwiazda się nie wytarzała). Holi do tej pory była kąpana 3 razy i muszę przyznać, że coraz lepiej sobie z tym radzimy. Ja wyrobiłam sobie odpowiednią metodę (łazienka już nie płynie razem z nami), Holi chyba się przyzwyczaiła. Co więcej wydaje mi się, że sprawia jej to przyjemność. Przez cały czas ma myte łapki po spacerze a kiedy jest mokro i zmienia kolor na czarny idziemy pod prysznic je opłukać. Tak się łobuziak przyzwyczaił, że wystarczy teraz po takim brudnym wyjściu powiedzieć, że idziemy pod prysznic otworzyć łazienkę a Biszkopt maszeruje sam bez przymusu prosto do brodzika. Na dodatek po ostatnim takim myciu łapek w ogóle nie chciała z niego wyjść. Wtedy musiałam użyć smaczków żeby ją stamtąd wyciągnąć.

     Kąpiele teraz? Biszkopt maszeruje sam kiedy otworzy jej się drzwi prysznicowe i czeka. Kąpiel nie przypomina już mokrej wojny tylko spokojne mycie i późniejsze wycieranie. Później też już nie ma takiego szaleństwa, bo ja już jestem przygotowana. Zawsze czeka albo dobrze wypakowany kong albo jakaś porządna kość do gryzienia. Dzięki temu Holi się uspokaja a dom nie płynie. Nie mogę tylko przyzwyczaić jej do suszenie sierści. Na dźwięk suszarki ucieka gdzie pieprz rośnie i pozostaje nam porządne wytarcie ręcznikiem i swobodne wysychanie przy kominku. Latem to już pewnie będzie łatwiejsze.

     A czym ją myję? Pierwszy szampon był dla szczeniaków (firmy Beaphar), przypadkowy wybór na zooplusie. Rewelacja! Obłędny zapach, szampon jest z olejem z orzeszków makadamia. Sama taki mogłabym mieć. Dla siebie już od dłuższego czasu szukam takiego po którym włosy będą ładnie pachniały dłużej niż 5 minut a tu proszę, sierść Biszkopta pięknie pachniała jeszcze przez długi czas. Zazdroszczę. Teraz mamy jakiś ziołowy, też ładnie pachnie, ale to już nie to samo. Sierść po tym pierwszym szamponie była mięciutka, puszysta i trochę pokręcona (po ziołowym jeszcze nie wiem, bo nie testowany). W ogóle uwielbiam jej sierść zaraz po myciu i wysuszeniu, mokra zawsze dla mnie pachnie taką opalaną kurą. Chociaż ten najfajniejszy stan nie trwa za długo :)
     Kiedyś wykąpałam ją dzień przed pierwszymi zajęciami jednego ze szkoleń żeby pięknie wyglądała i pachniała (to dla mnie), i co? Jeszcze przed rozpoczęciem spotkałyśmy przystojnego labradora i moja sunia (jako że była jeszcze młodym szczeniakiem to raczej się kładła jak spotykała kogoś starszego) wyłożyła się na piachu. Tak więc przed zajęciami zamiast pięknego, puszystego biszkopta miałam szarą, kochaną kulkę (szczęśliwą) :)

     Widziałam odżywki dla psiej sierści. I o ile jestem w stanie zrozumieć używanie ich przy psiakach wystawowych, tak w moim przypadku nie zamierzam tego wprowadzać.

Pozdrowienia czyściochy,

Martyna & Holi

bzik po pierwszej kąpieli (Holi 6 miesięcy)
szaleństwo po ostanim myciu (Holi 10 miesięcy)
to jest ten moment kiedy warto odwiedzić przysznic
czemu?.... (po pierwszej kąpieli)
szaleństwo po kąpielowe
ja Ci to zapamiętam... (po pierwszej kąpieli)
na całe szczęście jest marchewka
to kiedy ta kąpiel?? (tak to wygląda teraz)
Szczęśliwy pieseł po kąpieli
jeszcze czasami zdarza się odrobina po kąpielowego szaleństwa
nagroda za piękną kąpiel
suszymy
Rasy psów - Eva-Maria Krämer

Rasy psów - Eva-Maria Krämer

    To były moje pierwsze psie książki w życiu. Zawsze kochałam psy, mam to chyba w genach. U mojej babci i cioci zawsze była masa czworonogów, więc naturalnym było, że właśnie ten gatunek zwierząt domowych zajmie szczególne miejsce w moim sercu.
     Pierwsza była ta mała książeczka z rasami. To przewodnik kieszonkowy z serii Świat przyrody wydawnictwa Multico a wydana w 1997r. Nie ma zbyt dużo stron (niecałe 100), opisy są króciutkie a zdjęcia raczej średnie i też mało (po 1 na rasę). Ale przecież jako dziecko to mnie za bardzo nie interesowało. Liczył się fakt, że to książka o psach. Miała specjalne miejsce w sercu i na półce. Ile razy ja do niej zaglądałam żeby tak po prostu pooglądać albo wybrać te rasy które mi się podobają i te które chciałabym mieć. Jakimś dziwnym trafem była to większość ras w niej opisanych :)  Rasy pogrupowane są ze względu na wielkość. Każda grupa ma oddzielny kolor co ułatwia szukanie.  Na skrzydełkach tej książeczki mamy również parę informacji ogólnych odnośnie psiaków. Podstawowa budowa ciała, typy psów i ich użytkowość, mowa psiego ciała i mimika psa. To był mój pierwszy kontakt z tymi dwoma ostatnimi pojęciami i nie raz obserwowałam wszystkie psy co tak naprawdę "mówią". Właściwie patrząc na tą pozycję obecnie to szału nie robi, ale sentyment pozostał.
     Druga z typowo rasowych książek jest większą wersją tej pierwszej, ba nawet autorka ta sama, pani Eva-Maria Krämer. Ja akurat mam egzemplarz z roku 1998, który liczy 310 stron. Ta pozycja to również podróż do dzieciństwa. Tutaj już można poznać naprawdę ogromną ilość ras a podobno w nowszym wydaniu jest ich jeszcze więcej. To jedna z tych książek, która była przeglądana, czytana tak wiele razy, że ewidentnie widać ślady użytkowania. We wstępie mamy całą klasyfikację FCI  potem pokrótce opisane ich typy. Rasy podzielone są wg wzrostu jakie osiągają dorośli przedstawiciele. Każdy przedział ma swój kolor, moja dama wylądowała na kolorze żółtym (lub jak bardziej pasuje złotym ;) ), czyli prawie pod koniec stawki. Tak ja w przypadku wersji kieszonkowej dla każdej rasy przeznaczona jest jedna strona na której mieści się zdjęcie, skąd pochodzi, jaką ma pozycję w FCI, opis oraz krótka charakterystyka wielkościowo - wagowo - umaszczeniowa :) Ta pozycja daje pogląd na to jakie psiaki są wśród nas. Zdecydowanie fajnie jest posiadać taką rasową książkę :)


 większa wersja to i tekstu więcej
 
podział psiaków w mniejszej i większej wersji taki sam
jest tam też coś o takich jak ja :)
Pies i imprezy

Pies i imprezy

     Cóż, temat rzeka ;) Nie jestem duszą towarzystwa, nie potrzebuje biegać po klubach czy domówkach lub odwiedzać wszystkich w rodzinie do 5 stopnia pokrewieństwa albo dalej. Nie żebym kompletnie stroniła od ludzi (przy psie się nie da), ale wszystko w rozsądnej ilości. Chociaż nie powiem lubię przyjmować gości. A co z psem kiedy w planach mają przyjść więcej niż dwie osoby? Mam to szczęście, że zarówno mój poprzedni jak i obecny psiak były z tych co to kochają ludzi, no może Holi trochę bardziej. Każdy przyjazd kogoś innego niż domownicy to dla niej wielkie święto, chociaż nigdy nie jest tego świadoma. Na razie wita ludzi w domu z dzikim szałem, no koniec świata nastąpił, bo ktoś więcej się pojawił a na dodatek przeważnie są to osoby lubiące psy, więc Biszkopt może się poczuć jak prawdziwa gwiazda :) Myślę, że jej bezgraniczna miłość do gości musi mieć coś wspólnego z tym iż przeważnie coś od nich dostaje. Spokojnie...można absolutnie nic jej nie dać a i tak będziesz najlepszym człowiekiem na ziemi. Na szczęście po wielkiej euforii na początku później bywa spokojniej. Jak na kulturalną gospodynię przystało zachodzi do każdego żeby miał okazję ją pogłaskać, w końcu o każdego gościa trzeba zadbać.

Rady dla odwiedzających?
     Nie zakładajcie nic ciemnego :) Nie sposób ogarnąć całościowo jej sierści, więc może się trafić, że zawieruszyło się kilka kłaczków na Twoim ubraniu. Taki prezent na do widzenia :D (patrz: gospodyni idealna)

    Oprócz tego, że chciałabym aby Holi zachowywała się jak najlepiej to mam też parę wymagań co do odwiedzających:
   -  Moja sunia nie ściąga ze stołu i nie żebrze - wolałabym żeby tak zostało, więc dawanie czegokolwiek pod stołem jest wykluczone.
   -  No i święte miejsce w domu - kanapa - jak są goście pies ma zakaz wstępu i nie ma od tego odstępstwa, za dużo mnie kosztowało żeby ją tego nauczyć.

     Kiedy byli u mnie znajomi po raz pierwszy odkąd Biszkopt pojawił się w domu (miała wtedy 6 miesięcy) to właściwie byłam pełna podziwu, że ona taka grzeczna (chyba, że źle pamiętam, ale tajfunu nie było, więc można uznać, że było dobrze). Asystował wtedy maluch do samego końca aż wszyscy poszli spać. Nijak nie dało się jej zaprowadzić do swojej miejscówki. Musiała sprawdzić czy wszyscy już śpią, dopiero na końcu ona mogła się położyć. Oj, ale wtedy był zmęczona. Poszliśmy spać chyba o 2 i wtedy też była na spacerze, więc myślałam, że spacer poranny trochę się opóźni, ale gdzie tam...dla Holi nie ma znaczenia o której poszła spać i ostatni raz siku, ważne, że wybiła godzina 6 i trzeba wstać, bo jak to tak. No nie można i już. Na szczęście po sylwestrze trochę się zlitowała i spała od 5 do 8 :) Następny dzień po imprezie cały dzień psa nie było, odsypiała biedaczka.
     Kiedy przyjeżdża do mnie rodzina to jest trochę spokojniej. Co prawda zależy kto z tej rodziny przyjeżdża - im częściej widzi tym jest spokojniej, ale oczywiście babcia jest poza wszelkimi kategoriami, szał i morze miłości musi być, bez tego się nie da.

Pozdrawiamy imprezowo,

Martyna & Holi

(do tego wpisu zainspirowała mnie pewna koleżanka :) pozdrowienia dla Biedronki ;) )


bo tak się grilluje

z babcią obowiązują trochę inne zasady (ale kocyk jest)
chillout z nową znajomą

Zabawka dżinsowa - DIY

Zabawka dżinsowa - DIY

Holi potrafi się bawić chyba wszystkim (pomijając gumowe zabawki) a do tego tak naprawdę nic nie niszczy. To częściej moja fanaberia żeby coś nowego pojawiła się w jej pudełku. Chociaż dość szybko się nudzi, lubi nowe, nawet jeśli to jest stara zabawka, ale nie widziała jej z dwa dni, dlatego dość często przeglądam swoje zasoby przydasi i kombinuje co nowego zrobić albo którą zrobić nowszą, bo stara już się zużyła. Tak właśnie powstał dżinsowy cosiek - 100% recyklingu :)

  
Materiał:

- dżins; (mój to pozostałość po starej parze, sobie zostawiłam jeszcze nie najgorszą część od kolan górę, Holi odziedziczyła resztę)
- folia aluminiowa;
- folia bąbelkowa, jakieś paski plastikowo - szeleszczące; (moje to pozostałość po rozpakowaniu jakieś przesyłki, ten kto w taki sposób ją zabezpieczył w środku pewnie nawet nie pomyślałby na co coś takiego może się przydać)


Wykonanie:

1.  Dżinsowy materiał pocięłam na paski, tutaj potrzeba 4 sztuk, ale reszta też pewnie kiedyś znajdzie zastosowanie


2. Paseczki foliowe zawinęłam w folię aluminiową i całą kulkę ułożyłam na środku rozłożonych wcześniej pasków dżinsowych


3. Żeby kulka była ładnie cała zakryta a psiak za szybko nie dostał się do środka najpierw powiązałam końce pasków. W ten sposób kulka sreberkowa została cała zakryta. Jeśli kulka w środku jest większa i nie da rady schować jej w 4 paskach to zawsze można użyć ich więcej.




4. Przyszła pora na plecionkę. Tutaj tylko dwa razy zaplotłam żeby jeszcze jakieś luźne farfocle zostały (dla Biszkopta to najlepsza część zabawki)


5. Plecionka została zrobiona na wzór tej od szarpaka polarowego


6. Kiedy już dwa razy zaplotłam, zawiązałam supeł na środku z dwóch pasków żeby za szybko wszystko się nie rozpadło.

7. Podczas wycinania pasków dżins trochę mi się posiepał, więc na koniec wszystko poobcinałam


8. Holi może testować :)



(mała rada: jeśli psiak należy do gatunku niszczycieli warto to zrobić z większej ilości pasków żeby lepiej zakryły to co w środku no i kontrolować łobuziaka podczas zabawy albo po zrobieniu usunąć kulkę i tak radocha gwarantowana)





Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger