Taka zwykła / niezwykła środa

     Zawsze myślałam, że nie lubię zimy, ale nie...to ten czas między zimą a wiosną jest najgorszy :/ Holi skutecznie mnie przekonała do zimowych spacerów, nawet mróz polubiłam. Jednak do roztopów, które właśnie się zaczęła nic mnie nie przekona. Biszkopt oczywiście jest szczęśliwy, bo kałuż ma pod dostatkiem, błotka zresztą też. Niestety ja nie podzielam tych zachwytów, wręcz przeciwnie pod koniec spaceru widzę tylko, kolejny marsz pod prysznic. To jest ten czas, że każdy spacer kończy się tak samo, czyli opcją płukania, bo zwykłe wycieranie łap to za mało. Kiedy miałam jamnika to cały był do czyszczenia, w końcu niskopodłogowiec, między innymi dlatego mój obecny pies musiał być wyższy. Nawet nie spodziewałam się, że to niewielka różnica. Co prawda goldeny mają chyba jakieś wbudowane opcje czyszczące. Mimo tego, że jest jasna a droga u nas jest żwirowa (można sobie wyobrazić jak to wygląda teraz) to jakoś wystarcza szybkie płukanie i znowu mam lśniący egzemplarz. Dzięki takim częstym wycieczkom pod prysznic, Holi wyrobiła sobie piękny nawyk, że woda w domu jej nie zamorduje a nawet takie mycie może być fajne. Choćby nie wiem ile razy to obserwuje to nie mogę się na patrzeć. 
    A o czym mowa? Kiedy wracamy ze spaceru, zatrzymujemy się w wiatrołapie, Biszkopt pięknie czeka aż zdejmę szelki (dopóki tego nie zrobię nawet się skubaniec nie ruszy), ja mogę się rozebrać. Jak łobuz widzi, że biorę jej ręcznik to już chyba wie co się święci, bo jak tylko otwieram drzwi do reszty domu to Holi dzielnie maszeruje pod drzwi łazienkowe,czeka na ich otwarcie, a następnie czeka na otwarcie drzwi prysznicowych. No czy to nie jest urocze? :) Tak ładnie wtedy wygląda, że początkowe zwątpienie, że znowu trzeba myć od razu przechodzi. Czasem nawet spod tego prysznica to wyjść nie chce :)

     Do tego wszystkiego dzisiaj Biszkopt odkrył swoje niszczycielskie zdolności. No nie spodziewałam się tego. Przez cały czas odkąd jest u mnie czyli 10 miesięcy nic nie zniszczyła. Do tej pory ma nawet maskotki, które były z nią od początku. A dziś? Dałam jej taką zabawkę do dziamgania żeby przez chwilę zajęła się sobą. Jednym z elementów zabawki była piłka tenisowa. No co mogło pójść nie tak, przy tak grzecznie bawiącym się psie? Ja zajęta rozmową telefoniczną, pies spokojnie się bawi. Kończę rozmowę, sprawdzam jak jej idzie zajmowanie się samą sobą i co? Piłki nie ma, pies szczęśliwy. Gdzie jest piłka? Zostały po niej same okruchy, rozrzucone dookoła a część pewnie wylądowała w goldenowym brzuszku. Teraz tylko trzymam kciuki żeby ten worek bez dna nie bolał :)

To chyba koniec na dziś, oby :)

Pozdrawiamy,

Martyna & Holi




no myjesz już czy nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger