Psiego najlepszego - W. Bruce Cameron
Książka, która zdecydowanie powinna trafić, po przeczytaniu, na półkę każdego książkoholika i psiarza. Nie czytałam hitu jakim okazał się "Był sobie pies", oglądałam film i bardzo mi się podobał. Słyszałam natomiast, że mimo iż reklamują nową książkę pana Camerona jako "był sobie pies na święta" to nie do końca mają rację. Jedyne co łączy te dwie książki to autor. Mimo to, musiałam ją mieć, bo zobaczyłam okładkę. Tak, tak...to chyba jedna z niewielu książek, która jest u mnie na półce dzięki okładce. Nie można przejść obojętnie obok okładkowego psiaka. Brawa dla wydawnictwa. Gdyby go nie było to pewnie zastanowiłabym się dwa razy czy ją kupić. Nie zrozumcie mnie źle, książka generalnie jest fajna, ale...no czegoś zabrakło.
Pomysł przy "Był sobie pies" aby narratorem zrobić psa, był strzałem w dziesiątkę. Tutaj obserwujemy człowieka i przez to mamy po prostu ludzką historię. Czy to źle? Nie do końca, ale cała magia uleciała.
Historia książki krąży w okół życia Josha, takiego trochę odludka, który nigdy nie miał psa. I tak pewnego dnia do jego domu trafia sunia - Lucy, ba...tych psów jest nawet więcej. Przyznam, że początek rozwalił mnie totalnie, nie powiem czemu, trzeba sprawdzić. Potem rozbroiła mnie panika jaka się wkrada w trakcie oswajania myśli o psie. Jestem w stanie ją zrozumieć, mimo, że bohater ma skończone trzydzieści lat, w końcu to jego pierwszy pies w życiu. Niestety później już tak fajnie nie jest. Owszem całą historię czyta się przyjemnie, lekko. Jednak czegoś mi zabrakło. Wątek romantyczny zupełnie mnie do siebie nie przekonał i był totalnie zbędny. Generalnie historie z życia głównego bohatera niby są, ale specjalnie się w nie nie zagłębiamy. Rozumiem, to nie miała być jakaś psychologiczna historia, więc niektóre wątki, jak dla mnie można było pominąć, chociaż może wtedy byłaby niepełna. Ale, ale..to książka na święta, więc skupiamy się na plusach.
Zdecydowanym plusem są szczeniaki. Ich opis jest genialny :) Poza tym rewelacyjnie widać, jak pies/psy wpływają na człowieka. Jakie zmiany zachodzą w nas, ludziach, kiedy decydujemy się przygarnąć futrzaste łapy pod swój dach. spojler :) człowiek się rozwija :)
To, co cudownego niesie za sobą ta historia, to opis relacji pies - człowiek. To, co z naszym życiem robią nasi bracia mniejsi. Jak ważne i przydatne w życiu jest posiadanie takiego kumpla. To przesłanie powinno wryć się w serducha czytelnika dożywotnio. Ile radości może dać człowiek psu i na odwrót. Przy okazji należy pamiętać, jakim obowiązkiem jest pies i jak bardzo kochane mogą być też burki a nie tylko 100% rasowce. Każdy pies to cudowna indywidualność, która skrada serca od pierwszych chwil.
Książkę, oczywiście polecam. Dobrze się ją czyta, na pewno warto się zapoznać z taką lekturą w okresie świątecznym. Nic, ale to nic, nie zastąpi bandy szczeniaków, w domu w górach. Ba..chwilami to ja nawet zapach piernika, kominka i puszystej sierści czułam. A jak jeszcze leży obok Was, własne, czworonożne szczęście to można się bunkrować i czekać na święta. Jedyne co, to należy pamiętać, że to nie jest "Był sobie pies"
Pomysł przy "Był sobie pies" aby narratorem zrobić psa, był strzałem w dziesiątkę. Tutaj obserwujemy człowieka i przez to mamy po prostu ludzką historię. Czy to źle? Nie do końca, ale cała magia uleciała.
Historia książki krąży w okół życia Josha, takiego trochę odludka, który nigdy nie miał psa. I tak pewnego dnia do jego domu trafia sunia - Lucy, ba...tych psów jest nawet więcej. Przyznam, że początek rozwalił mnie totalnie, nie powiem czemu, trzeba sprawdzić. Potem rozbroiła mnie panika jaka się wkrada w trakcie oswajania myśli o psie. Jestem w stanie ją zrozumieć, mimo, że bohater ma skończone trzydzieści lat, w końcu to jego pierwszy pies w życiu. Niestety później już tak fajnie nie jest. Owszem całą historię czyta się przyjemnie, lekko. Jednak czegoś mi zabrakło. Wątek romantyczny zupełnie mnie do siebie nie przekonał i był totalnie zbędny. Generalnie historie z życia głównego bohatera niby są, ale specjalnie się w nie nie zagłębiamy. Rozumiem, to nie miała być jakaś psychologiczna historia, więc niektóre wątki, jak dla mnie można było pominąć, chociaż może wtedy byłaby niepełna. Ale, ale..to książka na święta, więc skupiamy się na plusach.
Zdecydowanym plusem są szczeniaki. Ich opis jest genialny :) Poza tym rewelacyjnie widać, jak pies/psy wpływają na człowieka. Jakie zmiany zachodzą w nas, ludziach, kiedy decydujemy się przygarnąć futrzaste łapy pod swój dach. spojler :) człowiek się rozwija :)
To, co cudownego niesie za sobą ta historia, to opis relacji pies - człowiek. To, co z naszym życiem robią nasi bracia mniejsi. Jak ważne i przydatne w życiu jest posiadanie takiego kumpla. To przesłanie powinno wryć się w serducha czytelnika dożywotnio. Ile radości może dać człowiek psu i na odwrót. Przy okazji należy pamiętać, jakim obowiązkiem jest pies i jak bardzo kochane mogą być też burki a nie tylko 100% rasowce. Każdy pies to cudowna indywidualność, która skrada serca od pierwszych chwil.
Książkę, oczywiście polecam. Dobrze się ją czyta, na pewno warto się zapoznać z taką lekturą w okresie świątecznym. Nic, ale to nic, nie zastąpi bandy szczeniaków, w domu w górach. Ba..chwilami to ja nawet zapach piernika, kominka i puszystej sierści czułam. A jak jeszcze leży obok Was, własne, czworonożne szczęście to można się bunkrować i czekać na święta. Jedyne co, to należy pamiętać, że to nie jest "Był sobie pies"
"Dlaczego nikt nie powiedział mu, jak to jest mieć psa? Że dzięki temu każda chwila staje się ważniejsza, że w jakiś sposób można czerpać z każdego dnia to, co najlepsze?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz