Biszkoptowe anegdotki

Nie chce wrzucać takich pojedynczych historyjek, nie są za specjalnie długie, ale kiedyś pewnie fajne i się będzie je czytało, dlatego co jakiś czas opiszę je zbiorczo. Nasze anegdotki na dziś :)









1. Malinowa panna

Oprócz spacerów Holi biega po ogródku bez ograniczeń. Przeważnie ktoś z nią jest, bo inaczej awantura pod drzwiami żeby ktoś do niej wyszedł. Jakoś nie lubi sama spędzać na nim czasu. Mi to nie przeszkadza, bo mam trochę większą kontrolę nad ty co robi :) Ostatnio odkryła z psią sąsiadką bardzo fajną zabawę. Robią sobie sprinty wzdłuż siatki. I to kilka takich długości. Sąsiad akurat przy tej siatce ma maliny. Pech/nie pech przechodzą trochę na moją stronę. Czasem Holka chodzi tam i wyjada te, które już są czerwone i pachnące. Tym razem znalazły inne zastosowanie. I tu pojawia się historia właściwa. Biszkopt biega z sąsiadką w najlepsze. Wołam ją do siebie i dumna widzę jak do mnie biegnie. Za pierwszym razem! Patrzę na mojego dzikusa a ona cala czerwona. Mi się podniosło ciśnienie, bo pierwsze co to pomyślałam, że gdzieś się zawadziła i krew się leje. No ale to nie to...Nikt, nigdzie nie malował na czerwono, więc to też nie farba. No i co się okazało? Różowe futro pachniało malinami :)

 

2. Naleśnikowy pochłaniacz

Chyba o tym jeszcze nie pisałam. Mam taką tradycję / rytuał, jak zwał tak zwał, że kiedy robimy naleśniki to zawsze jeden jest dla psa. Ja wiem, że ludzkiego pies nie powinien jeść, ja wiem, że nie jest to najzdrowsze, ale wydaje mi się, że raz na jakiś czas, jeden naleśnik Biszkopta nie zabije, a ciężko jest wyplenić u siebie zakorzenione od 15 lat zachowanie. Tak jest i pewnie długo jeszcze tak będzie. Zwykle rwę takiego naleśnika na mniejsze kawałki, po co, tego nie wie nikt, nawet ja. Dopiero niedawno stwierdziłam "a wrzucę jej cały do miski zobaczymy co się stanie". Nie zdążyłam się obrócić a naleśnika już nie było. Wciągnęła go jak spaghetti, na raz. Błyskawica to mało powiedziane. Kiedyś krążył taki filmik na którym był golden i chyba owczarek nie niemiecki i za zadanie mieli zjeść michę makaronu. Oczywiście wygrało złotko, ale w jakim stylu...Moje szczęście pewnie spokojnie mogłoby z nim powalczyć, ta sama technika :D

3. Kosze prześladowcy

Generalnie Holi nie jest lękliwym psem. Owszem podchodzi do niektórych rzeczy / zjawisk ostrożnie, ale i z ciekawością. Do wszystkiego możemy podejść, tylko, że powoli, stąd moje zdziwienie pewnego, pięknego poranka. Dzień wystawiania koszy, pod wszystkimi posesjami stoją kosze większe, mniejsze i worki. Do tej pory na Holi nie robiło to większego wrażenia. Byłyśmy na mojej ulubionej polance, a tu na raz moja panna staje, cała najeżona z mruczandem pod nosem i dalej nie idzie. Ja się rozglądam czy aby nie dziki spowodowały tą niecodzienną reakcję, w końcu nigdy nie wiadomo a sarny tam brykają praktycznie codziennie to czemu by dziki nie miały tam urzędować. Na samym końcu polany (spory kawałek od nas, ja bez okularów już średnio ogarniam co tam stoi) są wyrzucone / zostawione worki. Holi po pierwszym zatrzymaniu chciała biec i się z nimi bić, ale że mi nie bardzo to czasowo odpowiadało to odwołałam psa i poszłyśmy w drugą stronę. Dopóki nie skręciłyśmy sunia odkręcała się co chwila aby sprawdzić czy worki za nią nie podążają. Idziemy dalej a tam znowu atak...kosze stoją, i to dwa duże, czarne (dla niej to akurat bez różnicy, ale tak bardziej złowrogo brzmią). Znowu to samo. Dopóki nie dotarłyśmy do swojego domu to moje biedactwo tylko rzucało szybkie spojrzenia czy aby tak na pewno, na pewno nic jej nie śledzi.


malinowa panna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger