Dobre maniery w domu

dobre co?
Mój poprzedni pies był stosunkowo grzeczny, ale to nie moja zasługa. Praktycznie nic nie zrobiłam żeby nasze wspólne życie było trochę łatwiejsze. Może gdyby był bardziej nieznośny? Bafik to był prawie ideał, zostawał sam w domu bez problemu 8 godzin a i czasem (bardzo rzadko) bywało dłużej. Oprócz kilku butów nic nie zniszczył. Lubił spać w swoim łóżku, ale i moim nie pogardził, co mi nie przeszkadzało, bo to w końcu mały, niskopodłogowiec był. Miał jedną wadę, z którą tak naprawdę nigdy nie walczyłam, nie wiedziałam jak ani nawet nie próbowałam - żebrał. Jego żebring był opanowany perfekcyjnie. To nie tylko siedzenie i czekanie aby coś spadło ze stołu, ale szukanie najsłabszego ogniwa, które coś ze stołu rzuci i niestety piszczenie lub szczekanie jeśli nic nie dostawał. W 100% zapracowaliśmy na to sobie sami. To babcia nauczyła jamnika, że pod stołem przy człowieku są najlepsze kąski (chociaż do tej pory się nie przyznaje, że miała w tym swój udział :) ) Było to mega uciążliwe zwłaszcza jeśli ktoś nas odwiedzał a nie należał do miłośników psów, dlatego postanowiłam, że nowy pies będzie wychowywany od początku, świadomie, pozytywnie, skutecznie :)
Jest kilka zasad, które Holi musi respektować i kilka zmiennych nad którymi pracuje żeby stały się obowiązujące, bo pies przecież nie rozumie, że dzisiaj może coś zrobić a jutro już nie.

  • Żebranie
Mój pies nie żebrze :) Mogę to powiedzieć z czystym sumieniem jako prawdę najprawdziwszą. Oczywiście pewnie do czasu kiedy ktoś by jej pokazał, że żebranie jest fajne. Owszem kiedy jemy coś co jej ładnie pachnie próbuje usiąść przy danej osobie i patrzy tymi swoimi pięknymi oczami i patrzy, ale jeśli przez chwilę człowiek nie reaguje to jej się nudzi i odchodzi. Takie zachowanie to przede wszystkim efekt pracy nad rodziną i gośćmi.  Pies nie rodzi się z wbudowanym żebringiem w swoimi systemie operacyjnym to my go tego uczymy. I tak jak mój jamnik był tego świetnie nauczony tak Holi nie do końca łapie o co chodzi. Oby tak zostało :) Najtrudniejsze w tym wszystkim jest przekonanie wszystkich dookoła, że pies głodny nie jest a dawanie jedzenia pod stołem jest niedopuszczalne i nie ma od tego wyjątków. Nauczyłam siebie i innych, że jeśli chcemy jej coś dać (dotyczy to tylko tych rzeczy, które pies może jeść, np. jabłka albo suszone daktyle) to najpierw pies dostaje komendę " na miejsce" i jak ładnie czeka to wtedy my musimy się podnieść i dać coś dobrego właśnie tam. Dzięki temu przyjmowanie gości nie jest już takie straszne.

  • Picie i jedzenie
 Nie chciałam żeby pora karmienia czy zwykłe stawianie miski z wodą było powodem jakieś wielkiej ekscytacji dlatego nauczyłam Biszkopta siadania przed podejściem do miski. Mogę spokojnie nalać wody czy wsypać jedzenie a pies grzecznie siedzi i czeka na magiczne hasło "proszę", wtedy hamulce puszczają i można sprawdzić co dobrego w misce czeka. To naprawdę świetna opcja jeśli nie chcemy mieć psa plączącego się między nogami albo odbijającego od ścian kiedy przygotowujemy jedzenie. Przy okazji za każdym razem Holi uczy się kontrolować swoje emocje a słuchanie mojej osoby jest po prostu opłacalne. Aktualnie pracuje nad tym żeby dawała sobie wytrzeć mordkę jak pije, bo potem mokra ścieżka ciągnie się przez całą kuchnię aż do jej miejsca odpoczynku. Jak widzę, że pije, czekam aż skończy, pada komenda "mordka" i delikatnie osuszam ją papierowym ręcznikiem.

  • Wycieranie łap
Nad tym punktem ciągle pracujemy, bo czasowo występują zaniki pamięci i Holi nie chce wycierać łapek. Próbowałam nawet nauczyć jej żeby wycierała je na komendę, ale chyba zabrakło mi konsekwencji. Pewnie do tego jeszcze wrócimy. Generalnie od samego początku po każdym spacerze wycieram jej łapy. Czasem nie mam z tym problemów, bo podaje je już sama, nawet te z tyłu powoli unosi, czasami się buntuje, ale nie ma przebacz - łapki muszą być wytarte. Dodatkowo po takim brudniejszym spacerze, czyli kiedy zwykły ręcznik nie pomaga idziemy pod prysznic i tam płuczemy. To jej ulubiona czynność, bywa, że trudno ją wyciągnąć z łazienki.

  • Witanie gości / nas
Jak ja wracam do domu jest super, najpierw odkładam to co mam w ręku, zdejmuję buty, kurtkę i dopiero się witamy. W tym czasie Holi czeka a kiedy kucnę wtedy możemy się witać bez ograniczeń. Jest to efekt właściwie pracy nad sobą, czyli jak tylko wchodziłam do domu to nie witałam się radośnie z psem tylko zrobiłam co swoje i dopiero potem mogło być mizianie. Moim zdaniem to dobra opcja, która pokazuje psu nie tylko, że nie jest pępkiem świata, które trzeba głaskać kiedy tylko chce, ale też ukazuje, że mój powrót do domu to nic wielkiego, ot taka zwykła czynność, która powtarza się codziennie i nie musi się bać, że się nie wydarzy. Trochę inaczej jest gdy ja jestem w domu a wraca moja mama. Dopiero od niedawna nie ma totalnego szału. Moim celem było wysłanie jej na miejsce i czekanie na komendę "przywitaj". Jesteśmy na etapie  super, grzecznych dni przeplatających się z bardziej dzikimi, ale idziemy w dobrym kierunku. Taki rodzaj przywitania chciałabym osiągnąć w stosunku do każdego kto do nas przychodzi, a to dopiero kosmos do osiągnięcia nie wiem kiedy :) Obecnie dodatkowo trzeba odczarować domofon, który ze względu na to, że rzadko był używany pobudza ją do granic możliwości.

Nasza droga do osiągnięcia spokojnego przywitania gości?
     Pukanie do drzwi, domofon - pies dostaje komendę "na miejsce". Holi początkowo bardzo się nakręcała i nie mogła się doczekać kiedy ktoś wejdzie, dlatego chwilę trwało jej dotarcie na to wybrane miejsce, a w tym czasie gość czekał za drzwiami, więc warto współpracować na początku z kimś kto nie będzie miał nic przeciwko czekaniu na wejście do domu przez dłuższą chwilę.
     Pies jest na miejscu, pada komenda "czekaj" (docelowo ten stan pośredni chce wyeliminować). I tu kiedy Holi zrywała komendę, czyli pędem leciała do drzwi, gość bez słowa wychodził, na początku nie wiedziała co się dzieje, ale w miarę szybko załapała, że nie opłaca się nie słuchać pańci i grzecznie czekała na swoim miejscu. Czasami widać jak ją jeszcze nosi, że chciałaby już teraz, natychmiast pobiec do wiatrołapu i się przywitać, ale zawsze (prawie zawsze) wybiera poprawną opcję z czekaniem. Kiedy się tego uczyła dostawała dużo smaczków - w tym króla wszystkich smakołyków, czyli pasztet, jednak z czasem dostawała ich coraz mniej a obecnie siedzi na jednym smaczku.
    Pies wytrzymuje określony czas, pada komenda "przywitaj" i może podejść do nowej osoby. Dla mnie ten czas jest zmienny, tzn. zależy od wchodzącej osoby i od tego jak długo zajmuje jej zdjęcie butów, odłożenie torebki czy zdjęcie kurtki. Oczywiście na początku były to dosłownie chwile, byle tylko udało się Holi trochę wytrzymać i zareagować na "przywitaj", teraz gość może się rozebrać w przedpokoju, wejść dalej i najpierw przywitać się ze mną. Początkowo to przywitaj było bardzo żywe, skakanie, kręcenie, itp., ale już to wyeliminowałyśmy i wita się bardzo, bardzo grzecznie.

     Niestety owy gość to na razie bardzo dobrze znana Holi osoba, przy obcych albo takich których rzadko widuje ten rodzaj idealnego witania jest jeszcze do dopracowania, ale mam nadzieję, że przyjdzie taki piękny dzień kiedy wejście gościa nie zrobi na niej aż takiego wrażenia.

Martyna & Holi

kiedy tak pięknie czekam zawsze dostaję coś dobrego
czekam na piciu
nie lubię wycierania łapek, ale co zrobić, jak trzeba to trzeba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger