Wielkie małe życie - Dean Koontz

    Takiej książki to chyba jeszcze nie czytałam. Kiedyś, gdzieś mi mignęło, że pisarz Dean Koontz (swoją drogą ja go nie znam) wydał książkę o swoim psie, ale jakoś nie bardzo miałam na nią ochotę. Pisarz bierze się za swoje psiowe wspomnienia...no jakoś to do mnie nie trafiało i nie wiem czemu. Minęła chwila i przypomniałam sobie o tej pozycji, przeszukałam internety i mam. Mogłam oddać się lekturze. Zacznę od tego, że książka jak dla mnie jest bardzo ładnie wydana. Wolę ją co prawda bez obwoluty (i bez niej stoi u mnie na półce). Szkoda tylko, że zdjęcia, które są na początku każdego rozdziału nie są kolorowe, ale i tak widać jak pięknym psem była Trixie.

    Książka opowiada historię życia suczki rasy Golden Retriever o imieniu Trixie. Ta złotowłosa dziewczyna pozostawiła ślad w życiu pisarza na tyle ważny, że postanowił opowiedzieć jej historię. I to jak.

    W dzisiejszym wpisie będą chyba same pochwalne słowa, tak mnie ta książka oczarowała.  Mimo tego, że na początku pisarz wspomina swoje życie a Trixie pojawia się dopiero później wcale mi to nie przeszkadzało. Pisze tak ciekawie, że nawet życie bez psa było wciągające i interesujące. Oczywiście kiedy pojawiła się już na stałe gwiazda powieści, czas leciał jeszcze szybciej. Autor ma takie poczucie humoru, które zdecydowanie do mnie trafia, a wszystkie śmieszne przygody naprawdę bawią. "Golden retrievery mają lśniącą sierść, którą z entuzjazmem wszędzie rozsiewają, zwłaszcza na wiosnę, kiedy za każdym razem, gdy się otrząsają, unosi się nad nimi kłębiąca się chmura futra."

     Jeśli odłożymy na bok zachwyty to można zauważyć ogromną wyobraźnię autora i to, że naprawdę świetnie posługuje się słowem. Momentami za bardzo uczłowiecza sunię, ale krzywdy nikomu tym nie robi, więc nie mogę się do tego przyczepić. Ba...sama spojrzałam trochę inaczej na moją retrieverkę :)  "Każdy, kto kiedykolwiek otworzył serce i umysł przed psem, wie, że te stworzenia mają uczucia bardzo podobne do ludzkich"

     Na każdej stronie tej książki czuć miłość pana do swojego psa. Czytałam wiele książek opisujących relację właściciel - psiak, w każdej było czuć tą miłość i więź jaka miedzy nimi była, ale tu...to jest skondesowanie wszystkiego. Może to rezultat braku dzieci i przeniesienie tych uczuć na sunię, może, ale to jak pan Koontz potrafi opisać swoją miłość do psa jest niesamowita. Dla niego Trixie to albo córeczka albo złociste kochanie czy Mała. "Ten pies, ta indywidualność, ta futrzasta osoba, ta dusza była cudem i objawieniem"

"Będąc z nią i wiedząc, że dodajemy jej otuchy, spełnialiśmy obietnice, którą człowiek kochający psa składa swojemu przyjacielowi: zawsze będę cię kochał i przeprowadzę cię bezpiecznie przez każdą burzę"

    Autor dosyć mocno wspiera CCI (amerykańska organizacja szkoląca psy towarzyszące), o którym niejednokrotnie jest mowa w historii Trixie, w końcu ta sunia właśnie stamtąd pochodzi. Wiem, że te psiaki robią niesamowitą robotę, ale kiedy przeczytałam, że nasza bohaterka w ciągu 3 lat życia miała już 6 domów to zrobiło mi się przykro.

     Od samego początku wiemy, że jest to książka poświęcona Trixie, a co za tym idzie, na kilka ostatnich rozdziałów warto zaopatrzyć się w chusteczki.

     Nie wiem czy to przez fakt, że autor tak dobrze pisze czy przez główną bohaterkę, ale pokochałam tę książkę przeokrutnie. Z czystym sercem polecam nie tylko dla fanów rasy, ale dla wszystkich psiolubnych. 

"Być może to jest właśnie najważniejszy cel psów: na nowo obudzić w nas zadziwienie światem i pomóc do nie stracić, nauczyć nas ufać intuicji, tak jak one to robią, pomóc zdać sobie sprawę, że coś, co poznajemy intuicyjnie, może być realne jak coś, co poznajemy dzięki doświadczeniu."



czy to nie jest urocze? masa małych goldenów i piłeczek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Biszkopt i ja , Blogger