Łyżka dziegdziu w naszym cudownym życiu :)
Szkolenie psa to naprawdę ciężka praca, jednocześnie dająca ogromną satysfakcję...później. Nie dość, że wymaga wielu godzin nauki nie tylko dla psa, ale także dla nas opiekunów, to jeszcze musi być konsekwentnie i systematycznie prowadzone, co dla mnie przeważnie jest największym wyzwaniem. Jednak nic nie daje tak wielkiej satysfakcji kiedy myślisz, że już nic z tego psa nie będzie a on pewnego dnia zaskakuje tak, że swoją szczękę możesz zbierać z podłogi.
Moja sunia należy do tych ras, egzemplarzy, które dość szybko łapią o co człowiekowi chodzi. Jednocześnie, testuje bardzo dokładnie mój charakter pod kątem korzyści dla siebie. Cwaniara z niej totalna. Należę do tych szczęśliwców których pies tak naprawdę nie jest jakoś szczególnie problemowy a wszystkie górki jakie napotykamy w trakcie naszego życia razem wynikają przeważnie przez moje mniejsze i większe błędy. Poza tym bardzo mocno pracuję nad sobą, bo nie jestem człowiekiem bardzo stanowczym czy mega asertywnym i czasami zdarzy mi się przymknąć na coś oko, co niestety później odbija mi się wielką czkawką. Stąd mój wniosek, że szkolę nie tylko Holi, ale i siebie.
Biszkopt jest aktualnie w takim nastoletnio - głupiutkim okresie w którym cudownie widać co pominęłam w pierwszym okresie nauki a na co nawet nie zwróciłam uwagi. Pokazuje mi dokładnie nad czym musimy popracować, ale także to co już udało się opanować. W domu to pies ideał. Teraz zaczynam widzieć, że nauka nie idzie w las a w móżdżku Holi wytworzyły się odpowiednie połączenia odpowiedzialne za reagowanie na to co do niej mówię. Problemy pojawiają się poza naszą strefą komfortu. I dzisiaj o tych problemach słów kilka. Mój dzikus jakiś czas temu skończył rok i wiem, że teraz to już naprawdę trzeba to wszystko opanować aby później mieć klawe życie pod jednym dachem. Zdaję sobie sprawę, że istnieją psy zachowujące się gorzej niż mój cudak i nie jeden chciałby mieć takie problemy co ja, ale to nie istotne, bo jej zachowania dla mnie w dalszym ciągu są nie do zaakceptowania.
Głównym winowajcą większości naszych problemów są (tak mi się wydaje):
E-MO-CJE, czyli nadmierna ekscytacja
O żesz kurczaki...Nie miałam pojęcia, że u goldenów a przynajmniej u mojej sztuki są one tak chwiejnę. No po prostu od miłości do depresji; od szaleństwa do agonii, zmienia się to 100 razy na minutę. Z tego co słyszałam to generalnie u wszystkich psów do 2 roku życia kształtuje się kora czołowa w mózgu, która jest odpowiedzialna za emocje i to jest przyczyną takich wahań w młodym wieku, ale żeby aż tak. Z dwojga złego wolę żeby Holi kochała ludzi nieograniczoną miłością niż ich nienawidziła dla zasady, jednak nie spodziewałam się jak dużo pracy muszę włożyć w to aby mieszkał ze mną golden z reklamy :) Nie żebym chciała psa, który będzie mnie obserwował cały czas i działał na każde moje skinienie, ale przydałoby się więcej ogłady. Poza tym taki szał i poziom ekscytacji musi być strasznie męczący dla psiaka. Wyobrażacie sobie żyć w ciągłym podekscytowaniu? Ja zdecydowanie nie. Fakt Holi nie odbija się od ścian ani nie wyrywa mi rąk jak tylko kogoś zobaczy, ale wybiórcze głuchnięcie oraz ślepota w stosunku do mojej osoby to coś nad czym pracujemy. To jest temat rzeka, który aktualnie spędza mi sen z powiek. Wiem, że mam skłonności do przesady, więc pewnie patrząc na nas z boku nie ma aż takiej tragedii, ale jednak za dobrze też nie jest. Przykład? Dziś była u mnie projektantka do tarasu, wypuściłam Holi żeby zapoznać ją z nową osobą, spróbować zapanować nad szaleńcem. I co? słuchała się, owszem, za każdym razem jak powiedziałam "nie" to zadziałało, problem był tylko taki, że to "nie" pojawiało się czasem za późno i zdarzyło się jej (o zgrozo) skoczyć na panią. Nosz tak być nie może, skąd teraz się to skakanie wzięło to nie mam pojęcia, bo już dawno temu udało się je wyeliminować.
W związku ze zbliżającym się w sierpniu egzaminem na duet dogoterapeutyczny musimy te szaleńcze zapędy opanować, bo tak nadaktywny pies nie będzie najlepszym pomocnikiem w prowadzeniu terapii a byłoby szkoda, bo Holi ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej kocha dzieciaki. Jakie w tej chwili mamy problemy?
Problem nr 1. CZŁOWIEK!!-CZŁOWIEK!!-CZŁOWIEK!!
Ciągnięcie na smyczy do człowieka. Ogólnie Holi chodzi bardzo ładnie, nawet czasami jak pojawiają się ludzie zdarza się, że jej nie zainteresują. No ale właśnie - zdarza się, a ja bym chciała żeby to jednak była reguła. Nie chce z niej zrobić totalnego ignoranta, ale fajnie by było gdybym to ja mogła podjąć decyzję czy do kogoś podchodzimy a nie wijący się węgorz na smyczy. Tak więc to ciągnięcie wynika z podkręconych emocji na sam widok kogoś innego. Żeby nie było nie trzymam jej w piwnicy bez dostępu do innych ludzi i psów, po prostu ten typ tak ma i bez względu na to z iloma osobnikami by się nie bawiła na każdego kolejnego zareaguje tak samo.
Problem nr 2. PIES-PIES-PIES-BAWMY SIĘ!!!!
Ciągnięcie na smyczy do psa a jeśli jest bez niej głuchota i skleroza dotycząca komendy "wróć". Jeśli chodzi o smyczowy problem to jest to dokładnie ta sama sytuacja co w przypadku człowieka na horyzoncie. Tutaj dochodzi problem bez smyczy, czyli ogólne moje zaniedbania tudzież przymykanie oka na respektowanie komendy "wróć".
Problem nr 3. OŻESZ-KTOŚ DO MNIE PRZYSZEDŁ
Witanie gości. Za to też odpowiedzialna jest wylewająca się uszami, nieograniczona miłość do ludzi. Jesteśmy na etapie kiedy witanie gości powoduje zdecydowanie nadmierną reakcję, chociaż pojawia się światełko w tunelu i ten wysoki poziom emocji trwa krócej :)
To takie najważniejsze problemy w naszym życiu, mimo wszystko wpływają na wspólne funkcjonowanie, bo wszystkie inne pierdółki bardzo szybko można wyeliminować. Tak więc w weekend zabieram się za dokładniejsze rozplanowanie naszych treningów i zaczynamy walkę z biszkoptowym szaleńcem.
Martyna & Holi
Moja sunia należy do tych ras, egzemplarzy, które dość szybko łapią o co człowiekowi chodzi. Jednocześnie, testuje bardzo dokładnie mój charakter pod kątem korzyści dla siebie. Cwaniara z niej totalna. Należę do tych szczęśliwców których pies tak naprawdę nie jest jakoś szczególnie problemowy a wszystkie górki jakie napotykamy w trakcie naszego życia razem wynikają przeważnie przez moje mniejsze i większe błędy. Poza tym bardzo mocno pracuję nad sobą, bo nie jestem człowiekiem bardzo stanowczym czy mega asertywnym i czasami zdarzy mi się przymknąć na coś oko, co niestety później odbija mi się wielką czkawką. Stąd mój wniosek, że szkolę nie tylko Holi, ale i siebie.
Biszkopt jest aktualnie w takim nastoletnio - głupiutkim okresie w którym cudownie widać co pominęłam w pierwszym okresie nauki a na co nawet nie zwróciłam uwagi. Pokazuje mi dokładnie nad czym musimy popracować, ale także to co już udało się opanować. W domu to pies ideał. Teraz zaczynam widzieć, że nauka nie idzie w las a w móżdżku Holi wytworzyły się odpowiednie połączenia odpowiedzialne za reagowanie na to co do niej mówię. Problemy pojawiają się poza naszą strefą komfortu. I dzisiaj o tych problemach słów kilka. Mój dzikus jakiś czas temu skończył rok i wiem, że teraz to już naprawdę trzeba to wszystko opanować aby później mieć klawe życie pod jednym dachem. Zdaję sobie sprawę, że istnieją psy zachowujące się gorzej niż mój cudak i nie jeden chciałby mieć takie problemy co ja, ale to nie istotne, bo jej zachowania dla mnie w dalszym ciągu są nie do zaakceptowania.
Głównym winowajcą większości naszych problemów są (tak mi się wydaje):
E-MO-CJE, czyli nadmierna ekscytacja
O żesz kurczaki...Nie miałam pojęcia, że u goldenów a przynajmniej u mojej sztuki są one tak chwiejnę. No po prostu od miłości do depresji; od szaleństwa do agonii, zmienia się to 100 razy na minutę. Z tego co słyszałam to generalnie u wszystkich psów do 2 roku życia kształtuje się kora czołowa w mózgu, która jest odpowiedzialna za emocje i to jest przyczyną takich wahań w młodym wieku, ale żeby aż tak. Z dwojga złego wolę żeby Holi kochała ludzi nieograniczoną miłością niż ich nienawidziła dla zasady, jednak nie spodziewałam się jak dużo pracy muszę włożyć w to aby mieszkał ze mną golden z reklamy :) Nie żebym chciała psa, który będzie mnie obserwował cały czas i działał na każde moje skinienie, ale przydałoby się więcej ogłady. Poza tym taki szał i poziom ekscytacji musi być strasznie męczący dla psiaka. Wyobrażacie sobie żyć w ciągłym podekscytowaniu? Ja zdecydowanie nie. Fakt Holi nie odbija się od ścian ani nie wyrywa mi rąk jak tylko kogoś zobaczy, ale wybiórcze głuchnięcie oraz ślepota w stosunku do mojej osoby to coś nad czym pracujemy. To jest temat rzeka, który aktualnie spędza mi sen z powiek. Wiem, że mam skłonności do przesady, więc pewnie patrząc na nas z boku nie ma aż takiej tragedii, ale jednak za dobrze też nie jest. Przykład? Dziś była u mnie projektantka do tarasu, wypuściłam Holi żeby zapoznać ją z nową osobą, spróbować zapanować nad szaleńcem. I co? słuchała się, owszem, za każdym razem jak powiedziałam "nie" to zadziałało, problem był tylko taki, że to "nie" pojawiało się czasem za późno i zdarzyło się jej (o zgrozo) skoczyć na panią. Nosz tak być nie może, skąd teraz się to skakanie wzięło to nie mam pojęcia, bo już dawno temu udało się je wyeliminować.
W związku ze zbliżającym się w sierpniu egzaminem na duet dogoterapeutyczny musimy te szaleńcze zapędy opanować, bo tak nadaktywny pies nie będzie najlepszym pomocnikiem w prowadzeniu terapii a byłoby szkoda, bo Holi ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej kocha dzieciaki. Jakie w tej chwili mamy problemy?
Problem nr 1. CZŁOWIEK!!-CZŁOWIEK!!-CZŁOWIEK!!
Ciągnięcie na smyczy do człowieka. Ogólnie Holi chodzi bardzo ładnie, nawet czasami jak pojawiają się ludzie zdarza się, że jej nie zainteresują. No ale właśnie - zdarza się, a ja bym chciała żeby to jednak była reguła. Nie chce z niej zrobić totalnego ignoranta, ale fajnie by było gdybym to ja mogła podjąć decyzję czy do kogoś podchodzimy a nie wijący się węgorz na smyczy. Tak więc to ciągnięcie wynika z podkręconych emocji na sam widok kogoś innego. Żeby nie było nie trzymam jej w piwnicy bez dostępu do innych ludzi i psów, po prostu ten typ tak ma i bez względu na to z iloma osobnikami by się nie bawiła na każdego kolejnego zareaguje tak samo.
Problem nr 2. PIES-PIES-PIES-BAWMY SIĘ!!!!
Ciągnięcie na smyczy do psa a jeśli jest bez niej głuchota i skleroza dotycząca komendy "wróć". Jeśli chodzi o smyczowy problem to jest to dokładnie ta sama sytuacja co w przypadku człowieka na horyzoncie. Tutaj dochodzi problem bez smyczy, czyli ogólne moje zaniedbania tudzież przymykanie oka na respektowanie komendy "wróć".
Problem nr 3. OŻESZ-KTOŚ DO MNIE PRZYSZEDŁ
Witanie gości. Za to też odpowiedzialna jest wylewająca się uszami, nieograniczona miłość do ludzi. Jesteśmy na etapie kiedy witanie gości powoduje zdecydowanie nadmierną reakcję, chociaż pojawia się światełko w tunelu i ten wysoki poziom emocji trwa krócej :)
To takie najważniejsze problemy w naszym życiu, mimo wszystko wpływają na wspólne funkcjonowanie, bo wszystkie inne pierdółki bardzo szybko można wyeliminować. Tak więc w weekend zabieram się za dokładniejsze rozplanowanie naszych treningów i zaczynamy walkę z biszkoptowym szaleńcem.
Martyna & Holi
pańcia, co ty gadasz? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz