
Kiedy przyjeżdża do naszego domu szczeniak to mamy piękną białą kartę, ba całą książkę z białymi kartkami do zapisania i to od nas właścicieli/przewodników zależy co z tej małej, puchatej kuleczki wyrośnie. Jak już nie raz pewnie pisałam przed pojawieniem się Holi w moim domu zawitała masa psiowych książek i dodatkowo odszukałam pozycje, które już w domu były. Na ich podstawie opracowałam sobie jakiś model pracy z Biszkoptem żeby pomóc jej wejść w świat ludzi. Do tego doszło życie, które czasem pokazuje, że nie można wszystkiego zaplanować a nawet jeśli to nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Pies to żywe stworzenie i zawsze mogą przytrafić się niespodzianki. Aby pomóc psu żyć w naszym świecie trzeba ją oswoić z rzeczami, które dla nas przeważnie są normalne a dla takiej kuleczki mogą być przerażające.
Holi raczej nie jest strachliwym psem. Pojawia się czasem nieufność w stosunku do nowej sytuacji, nowej rzeczy, ale szybko przechodzi. Pomagam jej wtedy jak mogę, bo w końcu taka moja rola. Czasami na spacerach zdarza się jej zafiksować na czymś, siada albo stoi i jeży sierść. To jest moment kiedy ja szukam przyczyny takiego zachowania. Przeważnie okazuje się, że to coś tak błahego, że w życiu bym wcześniej na to nie wpadła. Przykład? Na jednym z pól na którym czasami spacerujemy jest jedno drzewo, stoi sobie samo, nikomu nie wadzi. Holi widziała je już nie raz, ale pewnego dnia stwierdziła, że coś jej tu nie pasuje i tej brzozy wczoraj na pewno tam nie było. Stanęła już z daleka i ani do przodu ani do tyłu, sierść się jeży, zaczynam się rozglądać co jest, trochę się zaniepokoiłam, bo to był poranny spacer i pojawiła się mała mgła to kto wie co w krzakach czyha (zawsze, ale to zawsze podejrzewam dziki). Nic nie widać, w końcu wpadłam na to o co chodziło. To właśnie to nieszczęsne drzewo zaskoczyło moją bohaterkę. I to na tyle ją zaskoczyło, że była gotowa ze szczekaniem rzucić się mu na pień. Co zrobiłam? Kiedy Holi na mnie spojrzała z pytaniem 'co robimy?' (moja własna interpretacja) powiedziałam jej, że nie ma się co bać i idziemy zobaczyć co to. Powoli udało się podejść, ale jej nie ciągnęłam, zrobiłyśmy to w tempie Biszkopta. A trochę to zajęło. Jak już przekonała się, że brzoza jej nic nie zrobi można było dalej kontynuować spacer. Tak radzimy sobie z każdą zaskakującą sytuacją. I jak na razie to się sprawdza. W ten sposób poradziłyśmy sobie z samochodami stojącymi na ulicy, a krzakami, torebką śniadaniową unoszącą się w okolicy. Są też takie lęki/obawy nad którymi trzeba było popracować dłużej.
Odkurzacz - moja porażka?

Kiedy tylko Biszkopt pojawił się w domu było postanowienie, że nauczę ją nie bać się odkurzacza. Mój poprzedni psiak (jak pewnie większość) nie był fanem, więc miałam dodatkową motywację żeby ten czworonóg nie uważał odkurzacza za zło wcielone. Słyszałam, że to możliwe, widziałam nawet filmiki pokazujące to cudowne zjawisko, więc dlaczego miałoby u nas nie działać? a no wychodzi na to, że nie działa. Nie wiem i nie potrafię wytłumaczyć jak to się stało, że odkurzacz to zło wszelakie, co poszło nie tak...Plan był powolnego przyzwyczajania maluszka do tego strasznego sprzętu. Na początku wyciągałam odkurzacz i tylko sobie stał, Holi pomimo pewnych obaw na początku zaczęła podchodzić za co dostawała smaczki, aż do momentu kiedy stojący odkurzacz nie robił na niej wrażenia. Później włączałam go na chwilę, żeby sobie pochodził a Biszkopt mógł zobaczyć, że to nie jakaś złowieszcza siła opanowała dom. Oczywiście za brak reakcji były smaczki, do momentu jak chodzący odkurzacz nie przerażał. Ten etap trwał długo. Włączałam i wyłączałam odkurzacz kilka razy dziennie a największe przerażenie budziła rura ze szczotką, która przecież się nie ruszała i nie wydawała dźwięków. Po jakimś czasie udało się przejść do odkurzania. Zasada taka sama. Początkowo szło nieźle, była nieufna, ale paniki nie było. Pańcia szczęśliwa...do czasu...paniki wielkiej w dalszym ciągu nie ma, ale raczej obchodzi szerokim łukiem. Jest czujna kiedy słyszy, że odkurzacz zaczyna pracę, czasem, chociaż rzadko trochę szczeka. Najważniejsze, że nie widzę jakiś ogromnych objawów stresu, ale może jeszcze kiedyś uda się opanować tego hałasującego potwora żeby w ogóle nie robił wrażenia :)
Fajerwerki - sukces

Tegoroczny sylwester był naszym pierwszym, ale nasza fajerwerkowa historia zaczęła się już w maju. Mieszkam stosunkowo niedaleko sali weselnej i ktoś kiedyś wpadł na "genialny" pomysł żeby puszczać fajerwerki w trakcie wesel. No kto na coś takiego wpadł? Nie wiem i mam nadzieję, że...no dobra nie wolno źle życzyć. Nic na to nie poradzę, dlatego w ramach socjalizacji starałam się małego Biszkopcika przyzwyczaić jak najwcześniej do tego huku. Znalazłam na YouTube kilka filmików z fajerwerkami i tak puszczałam w czasie zabawy, szkolenia, normalnych czynności w domu. Początkowo bardzo cichutko, potem coraz głośniej. Starałam się cały czas ją czymś zajmować żeby nie miała kiedy się przestraszyć. Robiłyśmy też chwilę przerwy żeby mogła ich posłuchać a ja w tym czasie robiłam coś swojego, nie reagowałam na dźwięki. W końcu to nic nadzwyczajnego :) Kiedy zdarzały się wesela z fajerwerkami Holi raczej na nie nie reagowała. Mimo wszystko trochę obawiałam się 31.12. Tak wyszło, że pańcia była poza domem, ale Holi została z najlepszymi opiekunami z jakimi mogłam ją tylko zostawić, czyli moimi rodzicami. Oczywiście zostawiłam całą instrukcję jak mają się zachowywać, co robić gdyby przypadkiem zaczęła się bać. Z perspektywy czasu wiem, że trochę ich nastraszyłam, szczególnie mamę, ale może dzięki temu było idealnie :) Plusem mieszkania pod miastem (przynajmniej w moich okolicach) jest mniejsza ilość fajerwerkowych "zapaleńców", przeważnie huki pojawiają się dopiero wieczorem. Na ostatni spacer w 2016 roku Holi wyszła o 20 kiedy było jeszcze cicho. Z relacji rodziców wynika, że Biszkopt był wyluzowany jak zawsze do momentu odliczania. Kiedy zaczęło się strzelanie pojawił się ciekawski Biszkopt. Nie chciałam żeby łobuziak wychodził wtedy na dwór, bo nie wiedziałam jak zareaguje, więc siedziała w domu. Kiedy rodzice zauważyli, że nie boi się wystrzałów, co więcej jest ich ciekawa, podciągnęli rolety a Holi biegała z machającym ogonem od okna do okna żeby zobaczyć co to robi tyle hałasu. Po całej imprezie zmęczona, bo dużo się działo a ona w tych godzinach już smacznie śpi, padła. Następnego dnia też musiała odespać. Nie wiem na ile to zasługa mojej pracy, że fajerwerki nie robią na niej najmniejszego wrażenia (nawet następnego dnia na spacerze jak jakiś spóźnialski odpalił swoje fajerwerki nie zwróciła na nie uwagi) a na ile to zasługa jej samej chociaż mam nadzieję, że co nieco z tej reakcji to moja praca ;)
Przejeżdżające samochody - sukces

Tego się nie spodziewałam, nie pomyślałam o tym. Nie tylko szczeniak uczy się czegoś od nas, ale my od niego też. Cały czas Holi pokazuje mi, że nie zawsze wszystko uda się przewidzieć. Wyrabiam sobie przy niej wyobraźnię i refleks. Jeżdżę z Biszkoptem do miasta żeby nie wyrosła na dzikusa, tam przecież są ulice z dużą ilością samochodów, dlatego kiedy na naszej wsi wybrałam się z nią na spacer w okolicy ruchliwszej ulicy a ona wpadła w panikę przy przyjeżdżających samochodach byłam totalnie zaskoczona. Trochę mnie zatkało, w pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić kiedy moje biedactwo chciało od ulicy uciec. Pech chciał, że już trochę odeszłyśmy od spokojnego miejsca i trzeba było jak najszybciej tam wrócić żeby Holi się uspokoiła. Starałam się jak najszybciej przejść do spokojnego miejsca, cały czas mówiąc do niej spokojnym tonem tak żeby te samochody i cała sytuacja nie była dla niej dziwna. Miałam przy sobie zabawkę, więc starałam się ją nią zainteresować. Kiedy wróciłyśmy do domu powstał kolejny plan w naszym działaniu. Codziennie wybierałyśmy się na spacer w tamte okolice, ale kończyłam go kiedy pojawiał się niepokój. Bawiłyśmy się w tamtych okolicach, szkoliłyśmy, nagradzałyśmy. Codziennie o krok bliżej aż doszłyśmy do przejścia. Po jakimś czasie takich spacerów udało się wybrać tą samą drogą co za pierwszym razem, ale już na luzie. Do tej pory czasem zdarza się odrobina niepokoju jak przejeżdża ciężarówka a Holcia jest czymś ogromnie zajęta i jej nie zauważy, jednak nie ma co tego porównywać z początkiem.
Są różne sposoby na poradzenie sobie z jakimś strachem u psiaka, nie jestem ekspertem, nie znam ich wszystkich. Te które opisałam zadziałały u nas i wzięły się z książek, blogów i przypadku.
Spokoju psiaki i cierpliwości człowieki,
Martyna & Holi
o nie nie nie...ja tu nie wchodzę, na razie...
pańcia...co tam jest??
bo pralka też może być niebezpieczna...
pańcia? sprawdzisz co tam jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz